Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 03.djvu/026

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jak się masz, Józiu?... Dajże mi buzi! — zawołała Anielka, chwytając braciszka za szyję.
— Doucement! doucement!... wiesz przecie, że nie można mną trząść, bo ja jestem osłabiony! — odezwał się Józio głosem żałosnym.
Potem wydłużył blade usta, nakształt ryjka, i zasłaniając się rączkami od gwałtownych uścisków siostry, pocałował ją bardzo ostrożnie.
— Jak mama ślicznie dziś wygląda!... musi mama być bardzo zdrowa?... Patrz, Józiu, twemu chłopczykowi zagięła się kurtka dogóry — mówiła Anielka.
— En vérité, czuję się dziś lepiej. Zjadłam po obiedzie kilka łyżeczek ekstraktu słodowego i wypiłam filiżankę mleka. Ce chien fera du dégat partout, wypędź go, moja droga.
— Idź, Karo! — zawołała Anielka, wypędzając do ogrodu pieska, który obwąchawszy stojące w kącie wazony i blaszaną polewaczkę do kwiatów, miał obecnie chęć zająć się jednym z pantofli chorej mamy.
W tej chwili weszła panna Walentyna.
— Bonjour, mademoiselle! — powitała ją pani domu. — Cóżto, już skończyłyście lekcje? Jakże tam poszło? Joseph, mon enfant, prendras tu du lait?
— Non, maman! — odparł chłopiec, kiwając głową nauczycielce.
W tej chwili wypędzony pies zaskowyczał i począł drapać we drzwi.
— Poznaję z fizjognomji, że czyta pani coś zajmującego. Czy nie „Dumania“ Gołuchowskiego, które pani rekomendowałam? — zapytała Walentyna.
— Angélique! ouvre la porte à cette pauvre bête!... jego krzyk rozdziera mi serce... Czytam coś lepszego, aniżeli „Dumania,“ — czytam dziełko Raspaila, którego mi ksiądz dziekan był łaskaw pożyczyć — odparła chora. — Zostaw, Aniel-