Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 03.djvu/019

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Błogie zadowolenie wewnętrzne bywało zwykle nagrodą tej pracy, jakąśmy (wedle jednozgodnej opinji osób starszych) wykonali dla dobra naszej przyszłości, na którą — piąta deklinacja łacińska, słowa: sein, haben i werden, tudzież fałszywie podane nazwiska królów egipskich — stanowczy wpływ wywrzeć miały.
Tak rzeczy stoją w szkołach, gdzie z powodu natłoku uczniów inkwizycje pedagogiczne odbywają się krótko i nieczęsto. W edukacji zaś prywatnej, przy której uczeń wciąż musi wydawać lekcje, miejsce trwogi i gorączkowej niepewności zajmuje trwające kilka godzin ogłupienie, a potem — wybuch ukontentowania, jakby nas z ukropu dobyto.
Chwila podobna zbliża się właśnie dla Anielki, wypowiadającej przed guwernantką swoją, panną Walentyną, ostatnią popołudniową lekcją — jeografji.
Dziewczynka stoi na środku pokoju, oparłszy złożone jak do modlitwy ręce na czarnym, lakierowanym stole. Ciemne włosy jej w powodzi czerwcowego słońca błyszczą jak złotemi nićmi przetkane. Machinalnie przestępuje z nóżki na nóżkę i błądzi oczyma po drzwiach, prowadzących do pokoju matki, po suficie, lub stole, zarzuconym materjałami i narzędziami oświaty.
— „Modena — trzydzieści tysięcy mieszkańców. Dla ochrony od upałów ma okryte chodniki... Reggio, wymawiaj: Redżio...“
— Ależ Reggio mówić nie potrzeba, a tembardziej dodawać: wymawiaj. Jesteś strasznie roztrzepana, moja Anielciu, a masz już lat trzynaście.
Upomnienie to wyszło z wąskich ust panny Walentyny, osoby, która cieszyła się szaremi włosami, szarą twarzą, szaremi oczyma i ciemno-popielatą suknią w białe kropeczki.
— Redżio... — powtórzyła Anielka i zacięła się. Na białą twarz jej wystąpił silniejszy rumieniec, szafirowe oczy nie-