Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 02.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

On objął mnie rękoma za szyję i pocałował kilka razy w głowę, szepcząc:
— Niech cię Bóg błogosławi... Niech cię błogosławi!...
Puścił mi głowę i znowu spytał:
— Byłeś przy jego śmierci?... Powiedz mi prawdę, bardzo on się męczył?...
Wtem cofnął się i rzekł prędko:
— Albo nie... nic mi już nie mów!... O, nikt nie wie, jakim ja nieszczęśliwy!...
Z oczu poczęły mu płynąć łzy. Schwycił się oburącz za głowę, odwrócił się ode mnie i pobiegł ku schodom, krzycząc:
— Biedny ja!... biedny... biedny...
Wołał tak głośno, że na korytarz powychodzili profesorowie. Patrzyli za nim, pokiwali głowami i kazali mi wrócić do klasy.
Nad wieczorem jakiś faktor przyniósł na stancją spory kufer dla mnie i kartkę z tym tylko napisem:
„Od biednego Józia — pamiątka.“
W kufrze było mnóstwo pięknych książek po nieboszczyku Józiu, a między niemi: Księga świata, Historja Cezara Cantu, Don Quichot, Galerja Drezdeńska i wiele innych. Książki te obudziły we mnie namiętną chęć do poważniejszego czytania.
Dobrze już na wiosnę wybrałem się pierwszy raz na grób Józia. Był taki mały i zgarbiony, jak on sam. Spostrzegłem, że ktoś obsadził go zielonemi gałązkami. O parę kroków dalej, między trawą, znalazłem kilka butelek z napisem: Rum Jamaica. Siedziałem z godzinę, alem nie powiedział Józiowi, co zadali na lekcje, bo i sam nie wiedziałem, i on się nie spytał.
W tydzień znowu przyszedłem na cmentarz. Znowu zobaczyłem gałązki, świeżo zatknięte w grób Józia, a między trawą — znowu znalazłem kilka całych i nadtłuczonych butelek.
W początkach maja rozeszła się po mieście szczególna wiadomość. Oto z rana, przy grobie Józia, znaleziono martwe