Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 02.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Krowa jest rodzaju żeńskiego, no — i wierzba jest rodzaju żeńskiego — objaśniał Józio.
— Ale krowa macha ogonem! — rzekłem mu.
— A wierzba macha gałęźmi! — odparł.
Taka suma argumentów nadwerężyła moją wiarę w istnienie różnicy między zwierzętami i roślinami. Sam pogląd podobał mi się, i od tej pory obudziło się we mnie zamiłowanie do zoologji, streszczonej w książce Pisulewskiego. Dzięki wywodom garbuska, zacząłem z tego przedmiotu miewać piątki.
Pewnego dnia Józio nie przyszedł do szkoły, a nazajutrz przed południem powiedziano, że ktoś mnie wypukuje. Wybiegłem na korytarz, trochę niespokojny, jak zwykle w podobnych razach, lecz, zamiast inspektora, zobaczyłem tęgiego mężczyznę, z ponsową twarzą, fioletowym nosem i czerwonemi oczyma.
Nieznajomy odezwał się głosem nieco chrapliwym:
— To ty, chłopcze, jesteś Leśniewski?
— Ja.
Przestąpił z nogi na nogę, jakby chwiejąc się, i dodał:
— Zajdź tam do mego syna Józia, do tego garbatego, wiesz? On jest chory, bo onegdaj trochę go przejechali...
Znowu zachwiał się, spojrzał na mnie błędnym wzrokiem i odszedł, głośno tupiąc o podłogę. Mnie jakby kto oblał gorącą wodą. Zdawało mi się, że to ja raczej powinienem być przejechany, nie zaś biedny garbusek, on — taki dobry i wątły...
Po południu wypadła rekreacja. Nie poszedłem już do domu na obiad, tylkom pobiegł do Józia.
Obaj z ojcem mieszkali na końcu miasta w dwu pokoikach parterowego domu. Gdym wszedł, zastałem garbuska leżącego w krótkiem łóżeczku. Był zupełnie sam, sam jeden. Ciężko oddychał i drżał z zimna, bo w piecu nie napalono. Źrenice jego rozszerzyły się tak, że miał prawie czarne oczy. W izdeb-