Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 02.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciłem posadę i musiałem przenieść się na prowincją między lud, gdzie jestem adwokatem przy sądach gminnych.
O ile zaś znam sytuacją tego folwarczku, myślę, że będzie pan miał z nim dużo kłopotów.
— Co pan mówisz?... — wykrzyknął pan Dudkowski i na chwilę zaprzestał malować.
— Niestety!... Już dziś ma pan w gminie sprawy — za brak narzędzi ogniowych, za niedostarczenie szarwarku i stójki, za nienaprawienie mostka. Oprócz tego będzie pan miał proces za krowę, która weszła w szkodę, a pańska służąca za obelgi, wyrządzone sołtysowi, który przyniósł palet egzekucyjny. Dalej, był pan dzisiejszej nocy okradziony, co z konieczności pociągnie za sobą stosunki z sędzią śledczym. Wszystkie te kwestje wymagają biegłego doradcy, lecz nie śmiem się panu narzucać. W każdym razie dowiedzieć się pan o mnie może u arendarza, który, choć Żyd, jest jednak, jak tego dowiodły ostatnie wypadki, człowiekiem szlachetnym.
Na chwilę zamilkł, a następnie uchylając obszarpanego kapelusza, rzekł:
— A teraz żegnam i polecam się pańskiej pamięci.
Odszedł w stronę karczmy, a pan Dudkowski machinalnie rysował drugą rękę z dyscypliną, zdziwiony i zamyślony. Wymowa adwokata i jego pełne taktu zachowanie imponowało mu, choć był rodzonym warszawiakiem. Przypomniał sobie jednak, co wachmistrz mówił o tutejszych adwokatach, i dziękował niebu, że nieznajomy już go opuścił.
— Wymowny bo wymowny — myślał pan Dudkowski — ale wódkę od niego czuć, i musi być hultaj.
Już ty mnie nie weźmiesz! — dokończył w duchu, postanawiając wszystkie interesa załatwiać osobiście, albo przez wachmistrza. Pan Dudkowski bowiem miał do niego zaufanie, dzięki ciągłym stosunkom z rewirowym i milicjantami w Warszawie.