Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 02.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chałacie — drugi Żydek, felczer, w jasnej chustce na szyi i w letniej marynarce, wreszcie ubogi szlachcic w burce. Niektórzy nieśli w rękach węzełki, inni na plecach dźwigali duże tłomoki, a inni nie mieli nic; los zaskoczył ich niespodzianie.
Feldfebel ustawił rekrutów we dwójki, najwyższych na prawem skrzydle, najniższych na lewem. Uszykowali się butnie, śmiejąc się i żartując.
— Wyprostuj nogi, panie wojak, bo ci pałąkowato stoją — mówił parobczak do Żydka w atłasowym chałacie.
— Ja wszystkich oficerów będę golił, zobaczycie!... — wołał Żydek felczer, wyobrażając sobie, że powiedział wielki dowcip.
— Idziemy na Turka!... — krzyknął jeden z mieszczan.
Feldfebel spojrzał po nich zadowolony i mruknął pod nosem: „Chwaty chłopcy!...“ Policzył w jedną i w drugą stronę i zakomenderował.
— W prawo!...
Na to hasło wszyscy zwrócili się natychmiast, ale jedni w prawo, inni w lewo, a Żydek z pejsami wyleciał przed szereg. Zrobiło się zamieszanie, rekruci wybuchli śmiechem, aż uciszył ich i ustawił feldfebel.
— Marsz! — i kolumna ruszyła naprzód, a feldfebel szedł obok pierwszej dwójki. Był to człowiek olbrzymiego wzrostu i barczysty; pałasz w żelaznej pochwie zapiął na haczyk i szedł krokiem miarowym, sztywny, zimny, w szarym płaszczu, podobny do piaskowcowej karjatydy z twarzą bronzową.
Był już koniec listopada. Z ołowianego nieba mżyło, czworokątny rynek miasteczka zamienił się w kałużę. Feldfebel skręcił na środek, a z nim kolumna. Rekruci szli ostro, ze zgiełkiem i śmiechem, podpowiadając sobie: „Raz — dwa!... raz — dwa!...“ — w asystencji kilku pauprów, z których jeden trąbił im na szyjce od butelki, drugi bił kijem w deskę, trzeci obracał hałaśliwą grzechotkę, a wszyscy wrzeszczeli.