Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 02.djvu/085

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale co to za wykonawca! jaka biegłość!... Naśladuje style najznakomitszych mistrzów.
— To dzisiaj jest dosyć pospolite.
— Ale biegłość, panie, biegłość!... Słowo honoru daję, że grał przy mnie wyjątki z „Lohengrina“ nogami!...
Wtem: aaa!... rozległo się po sali, i wybuchły oklaski, zainicjowane odrazu w kilku punktach. Wszystkie oczy i lornetki skierowały się na estradę. Wszedł mistrz, łagodnie promieniejący, jak pierwsza kwadra w maju.
Ukazanie się jego stanowiło epokę w miejscowych poglądach na sztukę. Finansiści zobaczyli na własne oczy muzyka, który posiadał akcje. Krytycy doszli do wniosku, że można być wielkim artystą, a jednak ubierać się według ostatniej mody. Panny przekonały się, że można głęboko poruszać serca, a mimo to wyglądać czerstwo i starannie utrzymywać włosy. Arystokracja patrzyła na niego z podwójnem uznaniem, dostrzegłszy, że nietylko jest dobroczynny, ale, że na czarnym fraku nosi olbrzymią gwiazdę. Demokraci zachwycali się, że ową gwiazdę do połowy przysłonił klapą fraka.
Wreszcie, ponieważ miał ogniste oczy i stojące wąsiki, okrzyknięto go za pięknego; krzywe zaś nogi policzono na karb naturalności.
Zagrał raz, zagrał drugi raz i — zupełnie oczarował słuchaczy. Dojrzałe entuzjastki wąchały trzeźwiące sole, ratując się od zemdlenia, a jedna z namiętnych pań uroniła aforyzm, który natychmiast zanotował sekretarz mistrza:
— Raz przetańczyć z nim walca i umrzeć!...
Po paru godzinach koncert skończył się, artyście rzucono pod nogi należytą liczbę bukietów, słuchacze zaczęli się rozchodzić.
— Djabelne nudy — rzekł jakiś profan, ziewając.
— Tak przecie mówić nie wypada — odparł kandydat na amatora. — Jego gra robi nadzwyczajne skutki. Moja żona, wyobraź pan sobie, płakała, a mnie samego tak wytra-