Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 02.djvu/084

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mówili do sekretarza intendenci gmachów, „po każdym takim koncercie posadzka jest jak w stajni.“ Opłacało się to jednak. Zresztą dywanów i kwiatów na estradę dostarczali dawni przyjaciele i entuzjastki, a ceny miejsc były poczwórne. Ten ostatni wzgląd decydował o powodzeniu koncertu. Do garstki bowiem publiczności, chorującej na muzykalność, albo na nadmiar czasu, która mogła zapełnić ledwie parę rzędów krzeseł, przybywały legjony osób, które cenią tylko to, co dużo kosztuje, albo chcą się między takimi pokazać.
Wybija godzina uroczysta. Na schodach, wiodących do sali, cisną się strojne i pachnące tłumy, w przysionkach klną lokaje, kontramarkarze nie mogą nastarczyć z przyjmowaniem okryć i parasolów, policja jest zakłopotana. W sali ciasno i duszno, ludzie nie mogą wyszukać swoich krzeseł, damy lękają się o kwiaty i koronki, starzy mężowie o żony, emeryci o nagniotki. Na fotelach obok estrady dumają krytycy, nie o tem, co usłyszą, ale o tem, jakieby nowe zwroty napisać. Przyjaciele mistrza i znawcy tworzą grupy i szepczą:
I. — No, patrzcie na cud! Idzie hrabina X.
— Jeszcze dziś z rana miała być ciężko chora.
— A od dziesięciu lat nic nie słyszy.
— Przyszła tu przez wdzięczność za jego udział w koncercie dobroczynnym.
II. — Widzi pan, ile zbiera się u nas osób na koncerta?... A mówiłem Iksińskiemu: wydaj pan koncert, to będziesz miał z czego zwrócić mi dwieście rubli. I myślisz pan, że on co powiedział? Powiedział: „Nie warto, nasza publiczność nie zna się na muzyce.“ Słyszałeś pan co podobnego?
— Dziwak.
— Niech on będzie dziwak, to jego interes, ale za co ja mam tracić moje dwieście rubli?... On musi wydać koncert, albo ja wytoczę mu proces i zajmę ruchomości.
III. — Jego kompozycje niebardzo mi się podobały.