Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 01.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jednak genjalnym człowiekiem, i niewiadomo, na co się jeszcze może przydać.
W czwartym roku umarł im drugi kamrat, całkiem niespodzianie. Pułkownik aż położył się do łóżka ze zmartwienia i od tej pory z pozostałym kolegą nie grywał w wista, tylko w marjasza. Starzy mniej teraz rozmawiali ze sobą, ale zato czytywali więcej gazet. Rozejrzawszy się zaś i skombinowawszy to, co pisały dzienniki angielskie, z tem, co niekiedy bywało w niemieckich, doszli do wniosku, że Bismarck wcale nie jest taki zły, jak się wydaje, lecz — musi być ostrożny...
— W polityce, kochany kapitanie — mówił pułkownik — najpierwszą cnotą jest ostrożność. To rzecz daremna!...
— Zawsze byłem tego zdania, kochany pułkowniku — odparł kapitan. — I nawet, jeżeli sobie przypominasz, często broniłem Bismarcka...
— No, częściej mówiłeś, że to gałgan.
— Ja, pułkowniku?... To nieboszczyk Kudelski, a głównie Domejko, Panie świeć ich duszy...
Potem dodał:
Prawda, że dobrzy z nich oficerowie, ale — do polityki żaden nie miał głowy... choć obaj są już na boskim sądzie.
Nareszcie — pewnej zimy umarł i kapitan.
Pułkownik narazie nie okazał żalu; zajął się pogrzebem i sprawił taki, jaki należał się oficerowi dwóch armij. Nie uronił ani jednej łzy; ale gdy nad grobem rozległy się salwy piechoty, żegnającej kolegę, starzec nagle zachwiał się i padł, jakgdyby wszystkie strzały skierowano w jego piersi.
Ledwie go otrzeźwili. Przez kilka minut odpoczywał, potem, bez niczyjej pomocy, wsiadł do fiakra i kazał się odwieźć do domu.
Na drugi dzień w miejscowych dziennikach ukazało się ogłoszenie o sprzedaży domu pułkownika. Kupiec znalazł się