Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 01.djvu/096

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Kotły obstaluję u mosiężnika... — myślał.
— Bankierowa Welt kochała się w tobie — szeptał jakiś głos.
— Ciekawym, ile mnie będą kosztować? — mówił znowu Władysław.
— Kochała cię, czy słyszysz?... — powtórzył ten sam głos.
Władysław poszedł do swego pokoju i począł przeglądać notatki, zostawione przez Grodzkiego. Nagle odwrócił głowę: zdawało mu się, że za jego krzesłem stoi jakieś widziadło, które mu nieustannie szepcze do ucha:
— Kochała cię!...
Wilski rzucił się na szezlong, oparł głowę na rękach i utkwił wzrok w suficie. W tej chwili moce nadziemskie opanowały jego duszę, i oto co widział:
Pewnego dnia, młody, dziwnej piękności człowiek, ubrany we frak, jak przystało na suplikanta, wszedł do gabinetu bankiera Welt.
Znakomity finansista siedział przed biurkiem, na którem leżało mnóstwo otwartych książek, tudzież stosy zapisanego papieru — i — czytał. Uwaga jego była tak mocno zajęta, że dopiero po upływie dwu minut zdołał spostrzec młodzieńca, który w prostocie ducha wywnioskował stąd, że bankier musi być wielkim człowiekiem.
Gdy Welt zbudził się ze swych głębokich rozmyślań, rzekł, uchylając haftowanej czapeczki:
— Ach! to pan Wilski?... stokrotnie przepraszam! Pozwól pan, że zatrzymam czapeczkę na głowie. Człowiek tak wiele pracuje umysłowo, że aż doświadcza strzykań. Co pan rozkaże?...
Wilski, zamiast odpowiedzi, podał mu list. Bankier spojrzał na pieczątkę i zdjął czapeczkę.
— Wiem, to pisze mój przyjaciel, książę... Często ze sobą korespondujemy. Dobry chłopak! tylko strasznie demokratyczny...