Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 01.djvu/090

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

piwszy czarną kawę, idą spać po smacznym obiedzie, albo dla tych, w których cierpienie wypleniło już wszelkie uczucia.
Leżąc na szezlongu, przymknął oczy, jak człowiek, który chce przypatrzyć się wnętrzu swojego ducha, i ze zdumieniem rozmyślał, z jak małych przyczyn niekiedy wielkie powstają boleści!
— Jutro — mówił — nie będzie już w domu ani grosza. Gdybym był sam, śmiałbym się z tego, ale mam żonę... Ach! jej rezygnacja zabija mnie!... Od czterdziestu dni prosiłem, żebrałem o pracę i nie dano mi jej... Dziś techników więcej, niż szewców.
Wyjechać niema gdzie i niema poco. Umrzeć?... O, Boże! a któż przy niej zostanie?... Jeżeli rzeczy zaczną sprzedawać...
A jeżeli pojutrze już obiadu nie będzie?...
— Władziu!... Władziu!... patrz!... — krzyknęła nagle Helenka, wbiegając do pokoju.
— Co to jest?...
— W twojej kamizelce znalazłam pięć rubli... Wzięłam ją do naprawy i w górnej kieszeni... Patrz!...
Władysław usiadł na szezlongu, a żona upadła mu na szyję.
— Widzisz, jaki Pan Bóg łaskaw?... Mieliśmy tylko rubla w domu, tyś się martwił, widziałam to, i otóż mamy pieniądze. To na parę dni nam wystarczy, a potem będziesz miał rorotę!
— Skąd?... — spytał mąż.
— Czy ja wiem skąd?! — odparła, pieszcząc go. — Ale przecież mieć musisz, bo to już ostatnie pieniądze!
— Dziecko!
— Ciekawam bardzo, skąd one się tam wzięły?
— Przypominam sobie. Zdał mi ktoś resztę, ja schowałem pięć rubli do kamizelki, a potem pomyślałem, żem zgubił. Rok już tam leżą!
— No, widzisz, jak to nie trzeba się martwić. No, uśmiech-