Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— No, sprzedam!... To i co? Albo mi to nie wolno? Przecie lepiej pójść w inne strony i kupić z piętnaście morgów rzetelnej ziemi, niż siedzieć na dziesięciu kiepskich i jeszcze sąsiadować z Jaśkiem Grzybem. A dy oniby mnie tu ze starym oba upiekli... Sprzedać, to sprzedać, byle wnet...
I powstał, jakby chcąc iść do rejenta. Ale przypomniawszy sobie, że do rejenta daleko, upadł na siennik i cicho śmiał się sam do siebie. Mocne piwo, wlane w pusty żołądek, rozmarzało go coraz bardziej.
Wtem, na jasnej tafli szyb, zarysowała się ludzka sylwetka. Ktoś ze dworu usiłował zajrzeć do kuchni.
Chłop machinalnie podsunął się do okna. Popatrzył... wytrzeźwiał... i wybiegł z kuchni... Na skrzyp drzwi, śpiący parobek przewrócił się i zaklął, ale Ślimak nie zważał na niego. Trzęsącemi rękoma odszukał klamkę w sieni, targnął ją i owiany mroźnem powietrzem znalazł się na dworze.
Przed domem stała kobieta, zaglądając w okno. Ślimak przypadł do niej, schwycił za ramiona i szepnął z trwogą:
— To ty, Jagna?... Ty?... Boga się bój, co robisz? Kto cię odział?
Istotnie była to Ślimakowa.
— Samam sie odziała, ino butów nie mogłam dozuć i krzywo mi siedzą... Chodzi do dom — rzekła, ciągnąc go za rękę.
— Gdzie do dom? — odparł Ślimak. — A dyżeś ty, Jagna, taka chora, że nie wiesz, co nam się dom spalił i stodoła?... Gdzie pójdziesz, na taki mróz?
W dziedzińcu odezwały się brytany Hamera; Ślimakowa zwiesiła się mężowi na ręku i nalegała uporczywie:
— Chodzi do dom... chodzi do dom! Nie chcę umierać w cudzej izbie, jak komornica... Ni!... Ja gospodyni... Nie chcę bratać się ze Szwabami, bo mi jegomość nawet trumny nie pokropi święconą wodą...
Ciągnęła, a on szedł. I tak szli oboje do wrót, potem za