Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ruszyli się z za stołu. Fryc popchnął Ślimaka do kuchni i zamknął drzwi.
Chłop był odurzony, niewiadomo czem więcej: piwem, czy hałaśliwą rozmową Knapa. Przy blasku kaganka dojrzał w kuchni dwa tapczany; na jednym ktoś spał, drugi był próżny. Ślimak usiadł na próżnym; poczuł, że mu jest wesoło, i zaczął kiwać się w prawo i w lewo, w prawo i w lewo...
Nie myślał o niczem; raczej przysłuchiwał się rozmowie, którą w sąsiedniej izbie prowadzono po niemiecku. Po upływie jakiegoś czasu usłyszał głośne pocałunki, nowy szereg wykrzykników, odsuwanie stołu i krzeseł, i śmiech Knapa. Potem kuchnię zalała jasność, i przeszli przez nią Fryc z Wilhelmem.
— Spać, spać!... — zawołał do niego Fryc. — Skoro świt, jedziemy...
Młodzi Hamerowie wyszli do sieni, z sieni na dziedziniec, kroki ich ucichły gdzieś przy stodole, a Ślimak wciąż kiwał głową w prawo i w lewo. Upłynął znowu jakiś czas, w ciągu którego rozlegały się w obszernej izbie ciężkie stąpania, a potem gruby głos Knapa, mówiący:
— Vater unser, der Du bist im Himmel...
Młynarz w ciągu modlitwy zzuwał buty, rzucał je daleko od siebie i nareszcie, powtarzając: amen... amen... — układł się na łóżku, które pod nim zgrzytnęło.
Wkońcu umilkł, a w kilka minut później zaczął chrapać dziwnemi głosami, jakby go duszono i zarzynano.
W kuchni kaganek przyćmił się, zaskwierczał, parę razy błysnął i zgasł, wydając przykry swąd spalonej tłustości. Przez zamarznięte szyby zajrzał księżyc, i na glinianej podłodze rozłożyła się tafla mdłego światła, przecięta na sześć tafelek cieniem okiennej ramy.
Młynarz chrapał i jęczał straszliwie. Chłop, odurzony piwem, chwiał się na prawo i na lewo, uśmiechał się niewiadomo do kogo i medytował: