Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co to za napad! — odpowiedział drwiącym tonem Josel. — Niemcy sobie strzelili na postrach, a ludzie zaraz gadają, że ich napada banda. U nas przecie nic takiego nigdy się nie trafiało.
Wachmistrz obtarł chustką wąsy i rumiane oblicze i rzekł:
— Banda, nie banda, ale swoją drogą Kuba Sukiennik i Jasiek Rogacz kręcili się koło koni.
Josel skrzywił się i przymknął oczy.
— Jak oni mogli się kręcić — odpowiedział — kiedy oni tej nocy spali u mnie?
— U was spali? — zapytał wachmistrz.
— U mnie — odpowiedział Josel niedbale. — A Orzechowski i Grzyb widzieli ich, że już z wieczora byli oba pijani jak bydło. Co oni mają robić — dodał po namyśle — jeżeli nie pić? Kiedy chłop nie ma stałego obowiązku, to on, co zyska w dzień, zaraz przepije na noc.
— Ale oni mogli wymknąć się od was w nocy — zauważył wachmistrz.
— Może się i wymknęli. Chociaż u mnie stajnia w nocy zamknięta, a klucz u miszuresa.
Rozmowa przeszła na inne tematy. Wachmistrz z godzinę posiedział u Josela, a gdy mu klacz odpoczęła, kazał zaprząc. Już siedząc na bryczce, rzekł do szynkarza:
— A ty, Josel, pilnuj Sukiennika i Rogacza...
— Czy ja ich ojciec, albo czy oni u mnie służą? — spytał Żyd.
— Nie to, że służą, ale że oni was samych mogą okraść, takie chłopy.
— Będę miał na nich oko.
Wachmistrz, ustawiwszy woreczki i beczułkę tak, aby mu nie zawadzały, wracał do domu. W drodze zdrzemnął się, a w tym półśnie, półjawie, wciąż snuły mu się przed oczyma postacie Kuby Sukiennika, Jaśka Rogacza i Josela szynkarza. Raz widział Sukiennika z mosiężnemi klamkami w rękach,