Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wa. — Jędrek, biegaj na gościniec, czy tam są jakie Niemce, bo ojciec coś gada od rzeczy...
Jędrek wybiegł i po upływie pacierza wrócił, donosząc, że na drodze, za mostem, widać istotnie dwu jakichś, w granatowych kapotach. Ślimak tymczasem siedział na ławie, milczący, ze spuszczoną głową i rękoma, opartemi na kolanach. W izbie szare światło poranku plątało się z czerwonym blaskiem ognia, nadając ludziom i przedmiotom fizjonomje martwe albo groźne.
Gospodyni nagle spojrzała na męża.
— Cóżeś tak pobladł — rzekła — cóżeś tak osowiał? Co ci jest?
— Co mi jest? — powtórzył — także się pyta, mądra!... Albo nie rozumiesz, że jeżeli dziedzic sprzedał mienie, to Niemce odbiorą nam łąkę?...
— Czemuby mieli odbierać? — odparła gospodyni niepewnym głosem. — Przecie będzie się im płacić czynsz tak samo, jak dziedzicowi.
— Gadasz, co ci ślina przyniesie, bo nie wiesz, że Niemce są chytre na paszę. Oho! oni dużo trzymają bydła... Wreszcie — dodał zamyślony — odbiorą łąkę, żeby mi dokuczyć i wyforować z gruntu.
— Jeszcze niewiadomo, kto kogo wyforuje! — odparła gniewnie Ślimakowa.
— Nie ja ich — szepnął mąż.
Kobieta ujęła się pod boki i, stopniowo podnosząc głos, poczęła mówić:
— O... widzisz, jaki to z niego chłop!... Ino spojrzał na szwabskie nasienie, a zara mu serce odjęło. Zabiorą ci łąkę, no to i co. Będzie się im wpędzać bydło w szkodę, dopóki jej napowrót nie sprzedadzą.
— To mi wystrzelają bydło.
— Wystrzelają?... — krzyknęła gospodyni. — A sąd,