Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a kryminał?... Panom nie wolno krzywdzić chłopskiego bydlęcia, a ma być wolno Szwabom?...
— Jak nie wystrzelają, to zajmą nam bydlę i wyprawują więcej niż ono zjadło. Niemiec ma rozum, nie bój się. On dozorem i procesami zalezie ci za dziesiątą skórę.
Gospodyni umilkła na chwilę.
— No — rzekła po namyśle — to będziemy kupowali paszę.
— Od kogo? Przecie gospodarze już dzisiaj nie sprzedają, a Niemiec, jak się na pańskiem osiedli, nie wypuści ździebełka trawy.
Na kominie garnczek zaczął kipieć, ale Ślimakowa nie zwróciła na to uwagi, taki ją gniew i żal ogarnął. Z zaciśniętemi pięściami przypadła do męża, wołając:
— Co ty gadasz, Józek, zastanów się!... Tak źle i tak nie dobrze, więc jakże będzie?... To taki z ciebie chłop i gospodarz, że, zamiast sam co wymyślić, mnie, babie, serce odbierasz?... Nie wstyd tobie dzieci, nie wstyd tobie Magdy, żebyś siedział na ławie i przewracał oczami, jak nieboszczyk, zamiast radzić?... Cóż ty myślisz, że ja dla twoich Niemców dam dzieciskom zdychać z głodu, albo krów się wyzbędę?... A może myślisz, że dam grunt sprzedać?... Niedoczekanie wasze! — krzyknęła, podnosząc ręce. — Niedoczekanie twoje i tych Szwabów!... Żebym miała trupem paść, żeby mnie do grobu schowali, jeszcze wykopię się z pod ziemi i nie dam zrobić krzywdy dzieciom... Nie! Co tu siedzisz, co się patrzysz na mnie, jak baran?... — dodała z pałającą twarzą. — Jedz śniadanie i idź do dworu. Spytaj się, czy pan naprawdę sprzedał folwark. Jak nie sprzedał, padnij mu do nóg i póty leż, póty go proś, póty skamlaj, aż ci ten kawałek łąki odstąpi, choćby za dwa tysiące złotych...
— A jak sprzedał?...
— Jak sprzedał? — zawołała. — Jak sprzedał, to... niech go Bóg skarze...