Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/046

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przystanął w sieni i usłyszał chrapanie Magdy. Potem ostrożnie otworzył drzwi izby, które nietylko skrzypnęły, ale zaryczały jak krowa. W tej samej chwili owionął go taki zaduch i gorąco, że uczuł się jeszcze bardziej sennym i, bądź co bądź, zapragnął dostać się do posłania.
W pierwszej izbie, na ławie pod oknem, dyszał Stasiek, ale w alkierzu było cicho. Ślimak poznał, że żona nie śpi, i poomacku dostał się do łóżka.
— Posuń się, Jagna — rzekł, wysilając się na głos surowy, choć go strach ogarniał.
Milczenie.
— No... posuńże się trochę...
— Pójdziesz ty, pijaku, pókim dobra...
— Gdzież mam pójść?
— Idź na gnojowisko, albo do chlewa, bo tam twoje właściwe miejsce — odparła rozgniewana kobieta. — Zachciało ci się rządów, to se rządź, ale ode mnie wara ci, ty opoju!... Wygrażałeś mi biczyskiem, poczekaj, nie daruję ja ci tego...
— O! co tam dużo gadać, kiedy ci się nic nie stało — przerwał chłop.
— Nic się nie stało?... A kto uparł się płacić za krowę trzydzieści i pięć rubli i jeszcze rubla za postronek, kiedy sam Grochowski byłby ją oddał za trzydzieści?... Ledwiem u niego wymolestowała, że weźmie tylko trzydzieści i trzy... To u ciebie trzy ruble nic nie znaczą?...
Ślimak już nie słuchał. Choć było ciemno, złapał się za głowę zmartwiony i cofnął się aż do izby, gdzie spał Stasiek. Tam upadł na ławę i akurat przygniótł nogi chłopcu.
— To wy, tatulu? — spytał obudzony chłopak.
— Jużci ja.
— A co wy tu robicie?
— Tak se usiadłem, bo mnie cosik trapi na wnątrzu.
Chłopak podniósł się i objął go rękami za szyję.