Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/026

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— No, to ja i w domu zdybię paszy, a wtedy pójdziesz do samego djabła, nietylko do dziedzica, jak ci zbraknie dla koni. A tej krowy z chałupy nie wypuszczę i kupię ją...
— To se kupuj.
— Kupię, ale ty stargujesz, bo ja nie mam czasu namawiać Grochowskiego i nie będę z nim piła wódki.
— Pij! namawiaj! kiedy ci się zachciało krowy! — wołał Ślimak.
Żwawa kobieta wyciągnęła rękę i grożąc nią, wołała:
— Józek, ty mi się nie buntuj, kiedy sam nie masz dobrego zastanowienia. Ty mnie słuchaj. Frasujesz się codzień, że ci nie starczy nawozu, klekoczesz mi głowę, że ci trzeba bydlęcia, a kiedy przyszedł czas, kupić go nie chcesz. Przecie te krowy, co już są, nic cię nie kosztują i jeszcze dają pieniądze z nabiału: więc i tamta pieniądze ci przyniesie, ino się słuchaj. Mówię ci, słuchaj się!... Kończ robotę, przychodź do izby i krowę mi wytarguj, bo inaczej znać cię nie chcę...
To powiedziawszy, odeszła, a chłop porwał się za głowę.
— A dolaż moja z tą babą! — lamentował. — Gdzie ja nieszczęśliwy potrafię wziąć łąkę w arendę?... Toż dziedzic nawet gadać ze mną o tem nie zechce.... I trawę do tych pór mieliśmy darmo, ile jej bydlątko uszczypnęło, a teraz co?... Uparła się baba mieć krowę, zacięła się, a ty choć bij łbem o ścianę... Pocóżem ja się nieszczęśliwy urodził, pocom na ten świat przyszedł, żeby ino z każdej strony mieć zmartwienie!... Wio, dzieci!...
Machnął batem, targnął lejce i bronował dalej. Zdawało mu się, że kamienie i grudy ziemi znowu warczą: durny ty, durny!... — a wiatr śmieje się w badylach i szepce:
„Zapłacisz trzydzieści pięć rubli papierkami i jeszcze rubla srebrnego na postronek. Coś odłożył dzień po dniu, tydzień po tygodniu, przez dziewięć miesięcy, to dziś wydasz odrazu, jak orzech zgryzł. Grochowskiemu nowiuteńkiemi pieniędzmi napęcznieje kieszeń, ale twój kapciuch schudnie.