Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nosił. Wówczas pan majster chciał mu koniecznie „przyfastrygować kilka rzemieni pod sprzączkę,“ lecz broniła go majstrowa.
— Daj spokój! — mówiła tłusta dama — czyż się godzi bić za nieszczęście? To bywają tacy ludzie! Jednemu szydła golą, a drugiemu i brzytwy nie chcą.
Wyznać jednak należy, że poczciwemu Jędrusiowi — szydła goliły zbyt często.
Otóż w dzień Młodzianków, gdy majstrów już od paru gogodzin nie było w domu, a z gości nikt nie przychodził, poczciwy Jędruś odezwał się do Jasia:
— Przyniósłbyś tam jaką książkę do czytania, bo się okropnie nudzi.
Usłyszawszy to żądanie z ust zawołanego próżniaka, Jaś zdziwił się, lecz mimo to pobiegł na stryszek. Zabawił z dziesięć minut, a wróciwszy, dostrzegł, że poczciwy Jędruś jest ogromnie zmieszany, i że mu drżą ręce. Nie zastanawiając się jednak nad tem głębiej, otworzył książkę i za chwilę utonął w czytaniu.
Tego samego wieczora, pani Durska, odsunąwszy sklepowy kantorek, zapytała męża:
— Czyś ty brał pieniądze, niedołęgo?...
— Nie... albo co?
— To, że nam brakuje kilkanaście rubli, ty pijaku!... — zawołała oburzona dama,
— Jezus! Marja!... — krzyknął zupełnie już trzeźwy pan Durski. — Pewnie nas kto okradł!
— Jużci że okradł, a ja nie wiem nawet, czy dziś czy wczoraj!...
Za szafami rozległ się szelest, na który jednak małżonkowie nie zwrócili uwagi. Po chwili namysłu majster rzekł:
— Nie gadajże nic nikomu... Jak jutro chłopcy będą w warsztacie, zrewiduję ich kuferki. Czy pamiętasz, jakie były pieniądze?