Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— On nam powie!... to chłopak z edukacją!... No, powiedz mi zaraz, tylko nie zełżyj, czy do Ameryki można dojechać końmi?...
— Ale gdzież tam! — śmiało odparł Jaś. — Przecież Ameryka leży za oceanem A...
Nie dokończył, bo majster schwycił go za kołnierz i wyrzucił za drzwi, mrucząc:
— On mi tu jeszcze będzie gadał!... Przecież nieraz czytałem o herbacie lądowej; a gdyby Ameryka...
Ale i on nie dokończył, przerwał mu bowiem kipiący z gniewu Panewka:
— Co pan majster będziesz chłopaka wyrzucał za drzwi jak psa?... Co to! czy on pański syn?
I pogroził mu pięścią.
Podchmielony nieco majster otrzeźwiał.
— A ty mi jakiem prawem będziesz wygrażał?... — krzyknął. — A tyś co za jeden?... Skórka na buty!... hę?...
Niewiele już brakowało, żeby się chwycili za krawaty. Szczęściem, rozbrojono ich i odprowadzono nabok rozjuszonego czeladnika, który wciąż wołał:
— Już ja u ciebie, śmirusie, robić dłużej nie będę!... A jak mi chłopca skrzywdzisz kiedy, to cię tak wystębnuję, że z ciebie nawet kotletów nie wykroją!...
Był to dzień fatalny, pan Durski bowiem nietylko przegrał dziesięć kufli piwa, ale jeszcze — miał stracić czeladnika, swoją prawą rękę w warsztacie i handlu! Myśl ta otrzeźwiła go zupełnie, wrócił więc do domu smutny i położył się spać.
W poniedziałek Ignacy od rana nie przyszedł do roboty, majster więc musiał go zastępować na górze, upomniawszy żonę, aby dała mu znać natychmiast, skoro się zjawi Panewka. Nareszcie, tak niecierpliwie oczekiwany czeladnik przybył koło dziesiątej, żądając ukończenia rachunków i dziękując uroczyście za miejsce.