Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

starszych. Pan Karol tymczasem, przybrawszy surowy wyraz twarzy, mówił spokojnie i sucho:
— Mój Jasiu! zrobiłeś mi wielką przykrość. Przypuszczam, że nie masz zdolności, lecz obok tego widzę ze smutkiem, że brakuje ci ochoty. Ponieważ zaś każdy czyn niedobry musi być zmazany przez pokutę, my więc jutro wyjedziemy na parę dni na wieś, a ty zostaniesz w domu!
Na drugi dzień państwo Karolowie wyjechali na wieś wraz z dziećmi, a Jaś został sam. Nowe wrażenia dostarczyły mu obfitego materjału do medytacyj.
Zrozumiał dwie rzeczy: najprzód tę, że nauka, udzielana mu przez chłopców, była złośliwem udręczeniem — a powtóre tę, że pan Karol postąpił z nim niesprawiedliwie. Jaś przecie uczył się kiedyś arytmetyki i pojmował ją doskonale; łatwo też domyślił się, że Edzio nie musiał być tęgi w ułamkach. Uczył się także czytać, lecz nigdy nie słyszał, aby ktoś posługiwał się książką, przewróconą do góry nogami. Uczył się wreszcie obcych języków, lecz nie tak jak łaciny.
Przypomniał on sobie, w jaki sposób matka zaznajamiała go z francuskiemi wyrazami. Ile razy wyszli na spacer, i Jaś zobaczył nowy przedmiot, wówczas matka tłomaczyła mu jego znaczenie, opowiadała mnóstwo ciekawych szczegółów i wkońcu nazywała przedmiot ten po francusku. Tym sposobem, bez wysiłku, wśród zabawy, chłopiec wyuczył się mnóstwa obcych wyrazów. Umiał on nazwać: niebo, obłoki, ptaki, staw, młyn, ryby, łąkę i zwierzęta, które się na niej pasły. Wkrótce też począł układać małe zdania.
Odtąd, ile razy spojrzał na znany przedmiot, przychodziło mu zaraz na myśl jego francuskie nazwisko, gdy zaś usłyszał wyraz, wnet przypomniał sobie zapach siana, klekot młyna, ryby, wyskakujące nad powierzchnią wody, szelest trzcin na stawie, słowem, całą piękną wiejską naturę. Nudna zwykle nauka słówek dla niego była przyjemną i podniecającą rozrywką; nie dziw też, że uczył się chętnie.