Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Reszta niezupełnie naturalnej powagi opuściła chłopców. Edzio rzucił się ojcu na szyję, Tadzio najprzód złapał fuzją, potem ucałował matkę, później — odciągnąwszy kurek, podziękował ojcu, a nareszcie — chciał usiąść na welocypedzie, który nieszczęściem był już zajęty przez Edzia.
Pan Karol czuł wielką chęć do wypowiedzenia jeszcze kilku kształcących uwag. Chłopcy jednak już go nie słuchali: zaczęli jeździć po wszystkich pokojach, strzelać i śmiać się tak wesoło, że aż Jaś wyszedł ze swego pokoiku i, stanąwszy za fotelem, pożerał wzrokiem ich piękne zabawki. Przypomniał on sobie, że i jemu matka dawała kiedyś podarunki: raz bęben, drugi raz papierowego konia na kółkach, trzeci raz blaszaną trąbkę... Wprawdzie wszystkie te cacka, razem wzięte, nie warte były welocypeda albo fuzji, a jednak... o jakże pragnął, aby się choć we śnie wróciły i owe czasy, i ubogie cacka, i ich kochana dawczyni!
Chłopcy tymczasem, nie zważając na smutnego Jasia, jeździli, strzelali i krzyczeli, zapomniawszy o tem, że są już przecie trzecioklasistami, a nadewszystko synami ojca, który sieroty w dom przyjmował, myślał o szczęściu całego społeczeństwa i tak budujące mowy prawił im przy każdej sposobności!
Niepomiarkowana wesołość ich nie podobała się panu Karolowi. Wziął on żonę do drugiego pokoju i rzekł do niej z odcieniem łagodnej goryczy:
— Obawiam się, droga, że chłopcy nasi nie zrozumieli tego, co mówiłem do nich?...
— Ależ, Karolu!... Ależ to być nie może!... Oni cię zawsze rozumieją... Oni są rozwinięci nad wiek! Czy nie dostrzegłeś, z jaką uwagą słuchał cię Edzio?... Ten chłopiec każdy twój wyraz pochłaniał... — mówiła pani Karolowa z wielkim zapałem.
Zadumane czoło męża trochę wypogodziło się.