Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przypatrywali się Jasiowi i pytali o jego historją. Dowiedziawszy się zaś o przyjęciu sieroty za syna, pod niebiosa wynosili zacność pana Karola i jego małżonki.
— Naturalnie, że odda go pan do szkół? — zapytała jedna z dam.
— No, ale chyba do udziału w majątku nie przypuścisz go; skrzywdziłbyś własne dzieci! — ostrzegała jakaś krewna.
Pan Karol słuchał, milczał, lecz potniał, szczególniej gdy żona, przed bardziej zaufanemi osobami, opisywała wzruszającą ceremonją adoptacji.
Po upływie paru tygodni odwiedził ich domowy lekarz, który zauważył, że w pokoju dziecinnym jest za ciasno, i że należy usunąć jednego z chłopców. W pierwszej chwili pan Karol chciał Edzia przenieść do garderóbki. Ponieważ jednak była to epoka egzaminów, a Edzio i Tadzio musieli się razem uczyć, przeniesiono zatem Jasia.
Dla Jasia zmiana lokalu była prawdziwem szczęściem. Odtąd mógł on większą część dnia przepędzać w garderóbce i nie kręcić się między osobami, dla których czuł wiele szacunku i wdzięczności, lecz których wstydził się i obawiał. Nie umiał siadać na eleganckich krzesłach, nie umiał chodzić po woskowanej posadzce, często nogi zaplątywały mu się między dywanami, niekiedy coś tłukł, a przynajmniej wywracał. Służba nie wiedziała, jak przemawiać do niego, a on — jak mówić do państwa Karolów. Wizyty przestraszały go, przy jedzeniu tracił apetyt. Słowem, biedny sierota, wśród wszelkich oznak życzliwości, czuł się zgnębionym, nie umiał myśleć, onieśmielał się coraz bardziej i dziczał. Państwo Karolowie dziwili się niejednokrotnie, że chłopiec w jego wieku może być tak roztargnionym i ponurym i że w najdrobniejszej rzeczy posłużyć się nim niepodobna.
Pewnego dnia przyszedł do pana Karola jego znajomy, człowiek, odznaczający się ironją i czarnemi poglądami na świat.