Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie nato człowiek żyje, aby jadł, ale nato je, aby żył.
Odtąd Jaś coraz częściej słyszał to przysłowie, a wdowa coraz widoczniej nędzniała i traciła siły. Nareszcie, pewnego wieczora, uczuła mocny ból i zawrót głowy, dostała gorączki i położyła się.
Na drugi dzień symptomaty chorobliwe wzrosły, i wdowa nie mogła wstać z łóżka. Szczęściem, tego dnia odesłano jej kilka rubli za robotę, za które to pieniądze karmiła blisko przez dwa tygodnie Jasia i swoją najemnicę, starą Maciejowę. Sama żyła herbatą i wodą.
Choroba ta mniej ją niepokoiła, niżby się mogło zdawać. Dzięki silnej gorączce, wdowa codzień czuła się pozornie zdrowszą i twierdziła, że „jutro“ wstanie.
— Tyle mam roboty!... — mawiała nieraz — kiedy ja to pokończę?...
W rzeczywistości jednak roboty nie było żadnej.
Pewnego dnia, Maciejowa, jak zwykle, przyszła po pieniądze do miasta. Chora wydobyła woreczek z pod poduszki, otworzyła go i poczęła w nim pilnie szukać. Zbliżała go do oczu, zdziwiona, wytrząsała nad kołdrą, lecz stamtąd nie wypadło nic, bo już nie było nic.
Nagle uderzyła się w czoło i zawołała ze śmiechem:
— Ach! jakaż ze mnie gapa... Zapomniałam, że te dziesięć rubli wziął do zmienienia pan Anzelm.
— Pana Anzelma nie było tu... — rzekł przerażony Jaś.
Wdowa uśmiechnęła się i kiwnęła ręką.
— Maciejowo! co mamie jest?... — szepnął bardziej jeszcze strwożony Jaś do wychodzącej najemnicy.
— Majaczy z choroby. To takie planety przychodzą... — odparła staruszka i wyszła.
Chłopiec rzucił się z płaczem do matki.
— Moja mamo!... moja mamo!... — wołał, całując po rękach. — Mama taka chora!