Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— No, ale w każdym razie bezpieczniej jest dobrze strzelać.
— Naturalnie! naturalnie! — pochwycił młody blondyn.— Ja, kiedy miałem pojedynek z jednym austrjackim kapitanem, to zapowiedziałem mu, że dostanie kulą...
Tu szepnął coś do ucha staremu szlachcicowi.
— I trafiłeś?
— Jak w tarczę, panie radco, jak w tarczę.
— A może to źle, że Zapora jest mańkut? — odezwał się ktoś inny.
— Przy pistoletach nic nie szkodzi — mówił blondyn — a przy pałaszach nawet dużo pomaga. Ja, kiedym się bił na rapiery z jednym mańkutem, to mnie tak trzepnął w czoło, że doktorzy przez dwie godziny uważali mnie za umarłego... O, tu jest blizna.
— Bój się Boga! przez dwie?
— No, może przez półtorej.
— Półtorej godziny nie biło ci serce?
— No, może przez pół godziny. Tego przecież nie pamiętam... leżałem jak trup. Jeszcze mi wtedy mój służący, Niemiec, wyciągnął sakiewkę z lewej kieszeni.
— Skądże wiesz, że on?
— Jakże, skąd? Złapałem hultaja na gorącym uczynku. Ja nie jestem skory do posądzania kogoś na wiatr!
Około godziny 6-ej wieczorem Ferdynand wrócił z restauracji do swego numeru. Chciał podrzemać trochę między pijatyką dzienną i nocną, ale nie mógł zasnąć. Począł chodzić po pokoju i wtedy spostrzegł, że naprzeciw jego okien leżą okna kancelarji Zapory.
Ulica była wąska, kancelarja znajdowała się na dole, a numer, w którym stał, na piętrze. Ferdynand jak na dłoni miał przed sobą mieszkanie Zapory i począł je obserwować.
Sędzia był tam i w tej chwili rozmawiał z ławnikiem i pisarzem, pokazując im jakieś papiery. Trwało to przez pewien