Strona:PL Bolesław Prus - Opowiadania wieczorne.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co to za korepetycja? — zapytał Łukaszewski.
— Ma u krewnych lekcję za piętnaście rubli, powiedział to przy Gromadzkim, i nie chce mu jej dać. Świnie tak robią!... — mówił zirytowany Kwieciński.
Walek, nieco blady, wstał nagle od stołu i zaczął wałęsać się po ogródku.
— O cóżeś się tak zajadł na Gromadę? — spytał Leśkiewicza Łukaszewski. — Że cię nazwał śledziennikiem?... Miał rację, bo nim jesteś.
— Nie o to! — krzyknął Leśkiewicz, uderzając pięścią w stół. — Ale brzydzę się podłymi egoistami i dusigroszami, i nie pozwolę, ażeby dziecko moich krewnych miało podobnego nauczyciela... Brr!...
— Gdzie zaś Gromadzki egoista?... To biedak z pod ciemnej gwiazdy! — odparł Łukaszewski.
— Zaraz ci powiem — mówił Leśkiewicz, oglądając się. — Dobrze, że chłopak poszedł sobie. O, weź chociażby ten wypadek... Popiel chłopca uczył, ty go przywiozłeś, każdy coś mu dał... A Gromadzki co?... Nie dał mu nawet starych szelek, nie poszedł z nami na obiad, ażeby nie złożyć się na wykarmienie dzieciaka... Zresztą... co tu dużo gadać? Kiedy Niezapominajka dał Walkowi swoje spodnie, Gromadzki powinien był dać pieniądze na przypasowanie ich. Tymczasem ty dałeś czterdziestówkę, a on z całą bezczelnością podjął się pośrednictwa u stróżowej... To tak robi człowiek, mający ambicję?...
— Może jest goły — wtrącił Łukaszewski.
— Goły? Na mieszkanie zaraz wyłożył sześć rubli, a za przepisywanie zapłacą mu jutro kilka rubli. Cha! cha!... — zaśmiał się Leśkiewicz. — Gromadzki to takie bydlę, iż nie dałbym grosza, że sam naprawi chłopcu spodnie, a czterdziestówkę schowa... Barbara jej nie zobaczy...
— To ty jesteś bydlę, Śledziu — odparł oburzony Kwieciński. — Gromada jest taki poczciwy, że nawet tobie zrepa-