Strona:PL Bolesław Prus - Opowiadania wieczorne.djvu/038

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

około 6-tej z rana, dziękował naprzód Bogu za to, że mu dał wnuczkę — Wandzię, i że we wtorek, przed kilkunastu laty, pozwolił mu wygrać siedemdziesiąt pięć tysięcy rubli na loterji. Następnie szedł do swej ukochanej dziewczynki i winszował jej zarówno tego, że się urodziła we wtorek, jak i tego, że bez względu na datę została jego wnuczką. Następnie rozkazywał Jankowi wlewać do prysznica aż dwie konewki wody, którą do ostatniej kropli zużytkowywał. Potem kładł na siebie czystą koszulę, zapalał największą fajkę i bawił się nią aż do wieczora. Wreszcie idąc spać, dziękował powtórnie Bogu i za wnuczkę i za główną wygranę, błagając Go przytem, aby (jeżeli już tak musi być koniecznie) powołał duszę jego w ten a nie inny dzień na sąd szczegółowy, a następnie umieścił ją wraz z fajkami i prysznicem w tym kącie nieba, który kiedyś, po najdłuższem i najszczęśliwszem życiu, zajmie jego Wandziulka serdeczna, najlepsze dziecko na ziemi.
Koronę wtorków stanowiły naukowo-społeczne sesje z gorącą kolacją. Kolacją stawiał gospodarz, posiedzenie zaś organizował niejaki pan Damazy, najznakomitszy mówca w cyrkule IX-tym.
Ani w naukowych, ani w społecznych dyskusjach żwawy starzec zbyt wydatnej nie odegrywał roli, zasłaniając się skłonnością do apopleksji. Rozpraw jednak słuchał uważnie, podnosząc od czasu do czasu brwi wgórę i pilnie bacząc, czy uczynił to w miejscu właściwem. Zresztą dawał dobrą herbatę, dobre wino, dobrą polędwicę i cieszył się nadzieją, że wcześniej lub później obradujący pozwolą mu użyć choć cząstki krociowej fortuny na urzeczywistnienie planów, jakie w jego salonie dojrzewały.
Na ten tylko wypadek rumiany starzec od bardzo dawna ułożył sobie mówkę. Miał on (według projektu) stanąć na środku sali, wydobyć z kieszeni pewien klucz i powiedzieć obecnym: „Panowie! tu jest mój klucz, a tam jest moja kasa;