Strona:PL Bolesław Prus - Opowiadania wieczorne.djvu/030

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Szkoda pieniędzy...
— Ślusarz weźmie więcej. Daj łódkę.
— Niech się ojciec uspokoi! — błagała córka, powstając z ławy i zbliżając się do starca. — Panie! — zwróciła się do gościa — niech pan ojca uspokoi... Heluniu!...
— Widzisz pani, że go uspakajam — odparł gość, robiąc poza plecami Hoffa gest, oznaczający zwątpienie.
— Oddaj łódkę! — zaryczał Hoff, patrząc na córkę z wyrazem wściekłości.
— Panie Hoff, kochany panie Hoff! — mówił gość, chwytając go za ramiona. — Na co się zdała łódka, jeżeli niema pilnika?
— Pilnik zaraz kupię. Dawaj! — krzyknął, tupiąc nogą.
— Ojcze! — błagała córka, wyciągając do niego ręce — w domu już ostatni rubel... i czy ojciec chce, aby na jutro dla Heluni nawet kawałka chleba nie było?
— To ja chcę?... — zawołał nieszczęśliwy szaleniec — ja?... To ty chcesz, ty ją gubisz... ty... zła matko i zła córko!
— Uspokój się, kochany panie Hoff! — wtrącił gość.
Oczy Konstancji błysnęły.
— Tom ja zła córka i zła matka dlatego, że nie chcę pieniędzy za okno wyrzucać?...
— Uspokój się, kochana pani Gołembiowska! — upominał gość.
Hoff schwycił ją za rękę i, patrząc w oczy, zapytał głosem stłumionym:
— Oddasz, czy nie?
— Nie oddam! — odparła stanowczo.
Stary zgniótł jej palce.
— Nie oddam! — krzyknęła, łkając. — Puść mnie ojciec!
— Nie puszczę, tygrysico! aż mi oddasz łódkę — szeptał stary, uśmiechając się i zbliżając swoją twarz do twarzy córki.
Biedna kobieta cofnęła się, Hoff szedł za nią i ciągłe gniótł jej rękę. W tej chwili zapłakało dziecko.