Strona:PL Bolesław Prus - Opowiadania wieczorne.djvu/021

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

domu: Hoff, jego córka Konstancja i jej kilkoletnie dziecię, Helunia.
Uderzająco podobne do siebie były córeczka i matka. Te same włosy płowe, te same siwe, wielkie i zapadłe oczy, te same wynędzniałe i schorowane twarze, te same wreszcie suknie zniszczone i czarne, które matka nosiła od lat kilku, a dziecko nie zmieniało nigdy.
Z trojga obecnych chora kobieta szyła coś w rękach, chore dziecię, siedząc w otwartem oknie, bawiło się odrzuconem kółkiem machiny, a starzec monotonnym głosem czytał Biblję:
„Był mąż w ziemi Ur, imieniem Job; a ten mąż był doskonały i szczery i bojący się Boga i odstępujący od złego.“
Stary umilkł i spojrzał przez okno. Zielona trzcina chwiała się na bagnisku, pod tchnieniem wiatru drżały suche gałązki martwych drzew, a na niebie zwolna sunęły białe i wydłużone obłoki.
Hoff czytał znowu:
„I urodziło mu się siedmiu synów, a trzy córki.“
Na pusty plac spadło niewiadomo skąd kilka wróbli, szukających ziarn między kamykami i wołających: cirlik! cirlik!... na co odpowiadały im żaby z bagna: a hu rech! rech!... Do głosów tych przyłączyło się dolatujące z odległości gdakanie kury, która zwoływała pisklęta.
„I schadzali się synowie jego, a sprawowali uczty, każdy w domu swym, dnia swojego; i posyłali, a wzywali trzech sióstr swoich, aby jadały i pijały z nimi.“
Hoff odsunął książkę, oparł głowę na rękach i mruknął:
— Nie mam już synów, a moja córka...
— Ojcze! — szepnęła mizerna kobieta, patrząc z trwogą na twarz ojca.
— Córka i dziecko, obie chore i głodne. No, ale skąd ja wezmę? Ach! bieda!
— Bidia! — powtórzyła bawiąca się dziecina.