Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale skąd te dziwne wrażenia?
— Będzie pan je miewał dopóty, dopóki nie powie sobie, że to są wszystko omany, których trzeba się pozbyć i — można się pozbyć.
— Kochany doktór! — zawołał Kajetanowicz, mocno ściskając go za rękę. — Pan ma jakiś czarodziejski sposób uspokajania mnie. Mówi: nic!... i ja jestem zdrów w jednej chwili.
— Ponieważ i przed chwilą był pan zdrów.
— Jednakże — mówił hrabia. — A gdyby leciutki masażyk?
— O, na takie lekarstwo zawsze zgoda. Masaż nawet atletom robi dobrze.
— Kochany, złoty doktór... Karolu!... Pewnie go niema.
— Naco hrabiemu Karol? Ja sam zrobię panu masaż.
Kajetanowicz wlepił w niego oczy niespokojne.
— A widzi doktór, że ze mną musi być źle, jeżeli pan sam chce mnie masować?
Płótnicki zerwał się z fotelu.
— Coto jest u licha! — krzyknął, zaciskając pięści. — Kiedy mówię hrabiemu, że wszystko jest w porządku, to jest. Ja, dla pańskiej przyjemności, nie myślę robić z gęby ścierki... I jak mi pan jeszcze raz tak odpowie, słowo honoru daję, że wyjadę...
Po grubjańskiem odezwaniu się doktora, na twarzy Kajetanowicza wykwitnął słodki uśmiech. Pacjent uniósł się na szezlongu, porwał obie ręce lekarza i, trzęsąc niemi, mówił:
— Drogi, kochany!... Jak on się ślicznie gniewa! Przecie pan rozumie, że ja mówię w taki sposób tylko dlatego, ażeby z ust pańskich usłyszeć zaprzeczenie. Każde pańskie słowo — dla mnie dogmat...
— Więc dlaczego nie chce pan uznać dogmatu, który mu ciągle powtarzam, że — pan jest zdrów?
— Ja zdrów? Ja? — mówił płaczliwym głosem hrabia. — Ja zdrów? Z temi dreszczykami, z takim pulsem, bezsennością,