Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dałbym na siebie z paręset rubli, a przynajmniej ze dwa tysiące rocznie mógłbym pożyczać jej na naukę śpiewu.
— I ona przyjęłaby od ciebie?
— Musiałaby! — wybuchnął kleryk. — Powiedziałbym: uważaj mnie za brata, przyjmij usługę, a gdy zostaniesz wielką artystką, zwrócisz dług z procentem. Ludzie zamożniejsi niejednokrotnie udzielali tego rodzaju pożyczek utalentowanej młodzieży i odzyskiwali należność.
Łoski podniósł ręce dogóry, czując, że zabrakło mu argumentów.
— Mój drogi, jeszcze jedno pytanie — zwrócił się do kleryka. — Nie myślę gwałtem zachęcać cię do seminarjum, które lepiej opuścić, aniżeli zostać złym księdzem i nieszczęśliwym człowiekiem. Ale zastanów się: gdzie pewność, że owa osoba, nawet przy twojej bezinteresownej pomocy, nie ulegnie podszeptom — jak mówisz — djabelskim, nie wynajdzie sobie bogatszego opiekuna, nie utonie w uciechach światowych i tam dalej?...
— Że ma do tego skłonności — mówił Podolak, wzdychając — o tem nie wątpię. Przecie widziałem i nawet pani Dorohuska zauważyła jej spojrzenia w kierunku choćby Kajetanowicza. Ale, gdybym poświęcił się dla niej, musiałaby mi przysiąc na Boga, na zbawienie, na honor, że nawet podczas mojej nieobecności, będzie codzień odmawiała pacierze, codzień wieczorem wykona rachunek sumienia, przynajmniej raz na miesiąc przystąpi do sakramentu Ciała i Krwi Pańskiej i raz na kwartał odbędzie krótkie ćwiczenia duchowne. Zdaje się — mówił rozdrażniony — że człowiek, który poświęca komuś całe życie, i to bezinteresownie, ma prawo postawić jakieś skromne warunki...
— Co jej tam pomogą ćwiczenia duchowne! — szepnął Łoski.
— Mówisz tak, bo nie znasz potęgi ćwiczeń, którym ja