Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dobnych bredni, pani prezesowa dała mi tom rycin, najsprośniejszych, jakie widziałem w życiu!... I czy wiesz, czy dasz wiarę, że kilka razy obejrzałem te paskudztwa? Sam się sponiewierałem !
— Strzeż się tej baby! — wtrącił Łoski.
— Ja jej poprostu nie rozumiem — ciągnął kleryk. — Z początku myślałem, że ona chce wysadzić mnie z seminarjum i pozbawić stypendjum, o co mniejsza, wobec zapisu świętej pamięci Władysława Turzyńskiego. Ale weź inny fakt. Kiedy jechaliśmy do parafji na nabożeństwo, ona mówi:
— „Kto wie, czy nie byłoby dobrze dla pana opuścić teraz seminarjum, wyjechać zagranicę, rozejrzeć się po świecie, a dopiero później udać się do Rzymu i tam, przy protekcji, otrzymać wszystkie święcenia, a może nawet jaki tytuł.“
— „Kiedyż ja nie mam stosunków“ — odpowiadam jej machinalnie.
— „Stosunki to drobna rzecz — ona mówi. — Ja panu wszystko ułatwię. Mógłbyś na parę lat zostać moim sekretarzem... U mnie bywają ludzie bardzo ustosunkowani.“
Łoski uśmiechnął się i rzekł:
— No, tej karjery nie życzę ci!...
— Dlaczego? — obruszył się kleryk. — Gdybym był osobą świecką, miałbym, według jej napomknień, dwa do trzech tysięcy rubli pensji, podróżowałbym po całej Europie...
— Przepraszam cię. Ale — za co miałbyś owe trzy tysiące rubli pensji? — spytał Łoski.
— Mój bracie, sekretarstwo u osoby majętnej i ustosunkowanej to robota!
— Tak, robota... ale jaka?...
— Jaka? — mówił z ożywieniem kleryk. — Przedewszystkiem sama korespondencja: czytać nadchodzące listy, segregować, odpowiadać... A prowadzenie rachunków, na podstawie sprawozdań rządców i plenipotentów? A czytanie książek,