Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pryh! — parsknął Staś i zerwał się od stołu. — Aha!... a-ha!...
Wybiegł, a za nim Łoski i doktór. Wkrótce jednak wrócili obaj: doktór obojętny, Łoski jakgdyby tańczył menueta.
— Cóż mu się stało? — zapytała fioletowa na twarzy pani Dorohuska.
— Udławił się małą kosteczką, ale usunęliśmy ją — odpowiedział doktór, biorąc się na nowo do sztuki mięsa.
— I poszedł do siebie odpocząć — dodał Łoski.
Strapiony Turzyński na jednego i drugiego spojrzał z wdzięcznością. Permski dłubał w zębach i patrząc w sufit, westchnął, co jeszcze bardziej przygnębiło panią Dorohuską. Ażeby znowu nie odezwał się z czems niefortunnem, prezesowa atakowała go w dalszym ciągu:
— I dziś był pan profesor na spacerze, pomimo niepogody? Ale zapewne gdzieś niedaleko?
— Nie całkiem blisko, bo w Turzycach — odrzekł Permski.
Piorun, uderzający w środek stołu, nie zrobiłby większego wrażenia: Radcewicz stanął jak posąg przy kredensie, sędzia spuścił głowę, pani Dorohuskiej ręce opadły. A tymczasem Permski mówił dalej:
— Majątek piękny, wielkie bogactwa, a ten pan Nieznany ostro gospodaruje. Zbudował gorzelnię i cegielnię, a teraz myśli o cukrowni i z okolicznymi obywatelami umawia się o uprawę buraków.
— Pan Nieznany?... pan Nieznany?... Czy to nie plenipotent kuzyna? — zapytał nagle Kajetanowicz, zwracając się do Turzyńskiego.
— Właśnie dziś przypomnimy kuzynowi, kim jest pan Nieznany — przerwała Dorohuska.
— I dla służby wspaniałe mieszkania pobudował — ciągnął dalej Permski. — Każde dwie rodziny mieszczą się w osobnym domku, a przy każdym domku są dwa ogródki.
— Musimy to zobaczyć!... prawda, kuzynko? — przerwał