Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kajetanowicz zjadł kilka łyżek, lecz nagle przestał. Spostrzegłszy zaś, że obecni przypatrują mu się z pod oka, rzekł:
— To bardzo pięknie, że u kuzynki spożywanie darów bożych zaczyna się od modlitwy. W czasach, kiedy masonerja tak mocno podnosi głowę...
— Turzyńscy zawsze z Bogiem! — przerwała Dorohuska.
Hrabia zatarł ręce.
— Prześliczny aforyzm! — zawołał. — Kuzynka pozwoli, że go zanotujemy... Prawda, doktorze?... Powiemy w taki sposób: Kajetanowicze i Dorohuscy zawsze z Bogiem...
— I Turzyńscy — dodała prezesowa.
— I Turzyńscy! — potwierdził hrabia. — O tak... i Turzyńscy... Pan doktór zapamięta?
— Z pewnością! — odrzekł lekarz, ocierając serwetą brodę.
Rumiana i blada naprzemian pani Dorohuska siedziała na krześle, jakgdyby, zamiast aksamitem, było obite skórą jeża. Wreszcie, chcąc za wszelką cenę pobudzić innych do rozmowy, zwróciła się do Permskiego:
— Pan profesor codzień odbywa swoje zajmujące spacery?
— Kanieczno! — odpowiedział, wsadzając w zęby wykałaczkę. — Ja, bodaj że najlepiej ze wszystkich państwa, poznałem tutejsze okolice.
— Pan profesor zajmuje się etnografją... chciałam powiedzieć: archeologją?
— Przeważnie fołkłoristiką — odparł Permski.
— Folklorystyką! — półgłosem wtrącił Łoski.
— Folklorystyka?... folklorystyka? — powtarzał Kajetanowicz, trzymając nóż i widelec nad kawałkiem rozgotowanego kurczęcia. — Folklorystyka?... my to gdzieś mamy zapisane... Prawda, doktorze?
— Hrabia ma nawet bardzo ładną bibljoteczkę folklorystyczną — odpowiedział spokojnie Płótnicki, już oswojony z odezwaniami się swego pacjenta.