Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bałamucił. Permski ze swemi broszurkami stanowczo jest nieostrożny.
— Więc niechże pan słucha ostatnich wiadomości — mówiła Zosia półgłosem. — Ciocia nie jest taka skąpa, jakby się zdawało. Pomorski w tych dniach wyjedzie do majątku cioci, do Tłuszcza; ma tam pooglądać i ponaprawiać z kowalem różne machiny rolnicze, jak to zrobił u nas. I wie pan, ile za to dostanie od cioci? Sto rubli!... Sto rubli!... słyszy pan?
— A sprowadzenie mechanika z Warszawy ileby kosztowało? — wtrącił Józef.
— Nie wiem. Teraz dalej. Paulinka Klęska ma wrócić do domu. Dlaczego, nie mogę zgadnąć. Bardzo jej będę żałowała, ale zdaje się, że jeszcze bardziej pan Byvataky, a najbardziej wie pan kto? W imię Ojca i Syna... żebym nie zgrzeszyła tem, co mówię... Myślę, że najbardziej żałować jej będzie... ksiądz Podolak. Wie pan, Rózia powiedziała mi pod największym sekretem, że on się w niej kocha. Nie w Rózi, tylko w Paulince, rozumie pan?... Gdyby to spostrzegła ciocia, która jest bardzo pobożna i nawet surowa, no, to wyobrażam sobie!
— Czy panienki w wieku panny Pauliny mogą się kochać? — oschle zapytał Józef.
— A to dobre! Dlaczegożby nie?... Byle tylko nie przyznawały się i nie zaręczały. No, także nie powinny urządzać schadzek ze swoimi feblikami i nie pisywać do nich listów.
Józef słuchał zdumiony. Nagle błysnęła mu myśl: „Ta dziewczyna nie kocha się w nikim... w nikim, ale to w nikim!“ — i uczuł ściśnienie serca. Ale potem dodał w duchu: „Będziemy przyjaciółmi, a ja życie za nią oddam, jeżeli tego zechce.“
Ponieważ panna Sobolewska zabrała Zosię do pokoju, więc młodzi pożegnali się. Dziewczynka podała Józefowi rękę i rzekła tajemniczo:
— Niech pan pamięta: bukiet w oknie... albo wazonik...
Łoski, zostawszy sam z Józefem, zapytał: