Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Sędzia jest dziś wyjątkowo podniecony — odpowiedział Łoski.
— Ależ jak ten człowiek traktuje służbę? Piesby nie wytrzymał!
— A oni daliby się porąbać za niego.
— Służba? — zapytał Józef. — W każdym razie nie Walenty furman.
— Do którego Turzyński ma największą słabość. I nawet wspomniał komuś, że, jak odzyska Turzyce, Walentemu da kolonijkę.
— Dla mnie to straszny człowiek. Gwałtownik... W sieniach o mało że jednego ze służby nie zwalił kijem. A Szczepanka przecież pobił i za co? Za czytanie książek! A co się z nim działo, kiedy wspomniał o Nieznanym? Chwilami żałuję, że tu przyjechałem, i gdyby nie pan...
— I gdyby nie moja osoba — przerwał, śmiejąc się, Łoski — to może uciekłbyś stąd w nocy... a wrócił rano? Tymczasem nie śpiesz się z wydaniem potępiającego wyroku na naszego gospodarza. Ma on wady, ma i zalety.
— Że stara się być uprzejmym dla swoich gości, że jest gościnny? — wtrącił Józef.
— Widzisz — półgłosem mówił Łoski, obejrzawszy się — ten pan jest niewątpliwie gwałtowny, wymyśla, a czasem i uderza służbę, a mimo to ludzie pracują u niego dłużej, niż w innych majątkach. Ten pan robi gorzej: gra w karty, wyrzuca pieniądze i zaciąga długi, na spłacenie których może wystarczy, a może i nie wystarczy jego majątek. To są minusy. Ale posiada on i inne strony charakteru. Bo cobyś, naprzykład, powiedział, że ten człowiek skoczył do rzeki tu, za parkiem, w miejscu dosyć głębokiem, ażeby uratować dwu tonących urwisów, którzy puścili się na wodę w dziurawej łódce?... A jak ci się podoba, że kilkanaście lat temu, gdy we wsi wybuchła cholera, on utworzył oddział sanitarny i sam niejednokrotnie wycierał szczotkami cholerycznych? A nareszcie czy można nie