Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/093

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A ty co jesteś?
— Jużci chyba prewet-tar-jusz — odpowiedział chłopak po namyśle.
— Pro-le-ta-rjusz... Powtórz to.
Szczepanek powtórzył kilka razy.
— A chciałbyś, ażeby ci było lepiej? — pytał Permski.
— Kużdyby chciał.
— Chciałbyś wstawać o szóstej rano, zamiast o czwartej, pracować tylko od ósmej rano i tylko do piątej wieczór, z przerwą na obiad? Chciałbyś mieć czyste koszule, porządne odzienie, trzy razy na dzień dobre jadło z mięsem, szklankę piwa po obiedzie? A chciałbyś mieć czysty pokój, wygodne łóżko z pościelą, żonę? A na starość przydałoby ci się mieszkanko w ogródku, ciepły komin, jedzenie, i to wszystko do końca życia, darmo?
Szczepanek podniósł głowę dogóry, szeroko uśmiechał się, a oczy błyszczały mu jak iskry.
— Znasz pałac w Klejnocie albo i w Turzycach? — pytał Permski.
— Widziałem — odparł Szczepanek — i tak zdaleka i trochę przez okno.
— A chciałbyś, ażebyście wszyscy parobcy, pastuchy, chłopcy i dziewuchy ze wsi mieli prawo, każdego święta, wchodzić do pałacu, tam czytywać książki i gazety, a w dużej sali tańcować?... I żeby wam na chórku grała wiejska orkiestra, orkiestra z samych chłopów, ale umiejących piłować na skrzypcach, dąć w trąby, dmuchać w klarynety?
— Żaden ksiądz na kazaniu nie mówi tak ślicznie, jak wielmożny pan! — wykrzyknął rozweselony Szczepanek.
— Więc chciałbyś?
— O dla Boga, a któżby nie chciał takich cudeńków!
— A gdyby ci powiedzieli, że kto chce takich cudeńków, to pójdzie do więzienia, na Sybir, a może i na stryczek, bałbyś się?