wiając we dworku panią Wodnicką, która zdawała się być raczej zakłopotana, aniżeli zachwycona sprawą cudownego pastucha. Panna Krystyna oburzała się dalej:
— W głowie nie może mi się pomieścić, że taki człowiek, taki mądry i dobry jak pan Feliks, odzywa się o Szczepanku nietylko obojętnie, ale wprost niechętnie.
— Proszę pani, ja mam zwyczaj myśleć o tem, co będzie dalej? zaś w sprawie Szczepanka nie widzę na to odpowiedzi — mówił Łoski. — Chłopak nauczył się abecadła — dobrze; coś tam sylabizuje — jeszcze lepiej, ale co później? Bo przecie nie w tym celu uczymy się, ażeby na pastwisku czytywać książki świniom, a choćby krowom i koniom.
— Nieznośny pan jest! — zawołała Krystyna. — Więc musimy się zająć przyszłością tego chłopca.
— Zgóry oświadczam, że ja się nim nie zajmę — odparł Łoski. — Obiecałem zabrać do Warszawy Antosia i wezmę go; a jeżeli chłopak zechce pracować, pomogę mu, ażeby został nauczycielem wiejskim. Ale jeszcze jednego wziąć nie mogę, choćbym pękł, a wątpię, ażeby i pani wystarczyło na podobny cel, jeżeli nie chęci, to pieniędzy.
— Ach, przeklęte pieniądze! — westchnęła Krystyna.
Tymczasem minęli budynki gospodarskie, tworzące wielki murowany kwadrat, otoczony drzewami; wyszli na pole, na którem kołysały się fale pszenicy, i zbliżyli się do łąki, zarośniętej krzakami, gdzie od czasu do czasu rozlegały się krzyki pastuszków.
— Hop!... hop!... Szczepaaaan! — zawołał Józef i powtórzył wezwanie parę razy.
Odpowiedziano mu, i po chwili ukazał się szesnasto- lub siedemnastoletni chłopak, przyodziany w łachman szyneli żołnierskiej, w podarty kapelusz i bardzo brudne majtki zgrzebne, oberwane u dołu. W ręku trzymał pęczek słomy, z której plótł taśmę. Zobaczywszy tyle państwa, zdjął z głowy
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/073
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.