Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/053

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nienajgorszy chłopak, tylko źle wychowany — wtrącił Łoski.
— Panna Zofja, zdaje się, miła panienka...
— O, z niej może wyrosnąć niezwykła kobieta!
— Pomorski, wynalazca wozu latającego, oryginał...
— Koledzy technologowie mówią o nim, że jest bardzo zdolny — rzekł Łoski. — A co sądzisz o Mahomecie czy Mojżeszu Permskim? Bo i on chce lud swój przeprowadzić przez jakieś Morze czerwone. Byle nam dał spokój!
Ale Trawiński, zamiast odpowiedzieć, uśmiechnął się złośliwie i nagle zawołał:
— Widzi pan, widzi pan ten kąt lasu?... Cóżto za dzika polanka! Z jednej strony wielkie jodły, niby wysmukłe nagrobki, z drugiej dąb, widzi go pan?... podobny do głowy ściętej. A całość wygląda jak cmentarz.
— Co za wyobraźnia! — odparł Łoski. — Swoją drogą rzeczywiście ponury kąt!... Pamiętasz pierwszą pieśń Dantego? „W życia wędrówce na połowie czasu, obrawszy błędne manowców koleje, pośród ciemnego znalazłem się lasu. O jakże ciężko wysłowić tę knieję, te puszcz pustynnych zaciernione dzicze, których wspomnieniem pamięć mi truchleje...“
— Szkoda, że niema tu mamusi — rzekł Trawiński — ona tak lubi Dantego... Ale, ale — zawołał, strzelając z palców. — Kiedyśmy się spotkali, wspomniał pan, że spodziewał się spotkać tutaj nietylko mnie, ale nawet i mamusię. Czy co pisała do pana?
— Ach, prawda, że ty jeszcze nie wiesz, z jakiej racji znalazłeś się w Kamieniu — odpowiedział Łoski.
— Więc ja tu jestem z jakiegoś powodu? — zdziwił się Józef.
— Naturalnie. Wiesz, że niedawno umarł Władysław Turzyński, właściciel Turzyc i rodzony brat pana Zygmunta, który jest ojcem Stasia i panny Zofji, a moim tymczasowym chlebodawcą. Otóż Władysław przed kilkoma laty napisał