Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/037

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A teraz niech nam lepiej ksiądz proboszcz powie, czego chciałby dla siebie i narodu?
— Ja? — rzekł kleryk, rumieniąc się. — Ja niewiele mam do powiedzenia. Narodowi życzę, aby wrócił do Boga i odzyskał łaskę boską, bez której nie będzie ani szkół polskich, ani wielkich ludzi.
— Bóg wysoko! — mruknął Permski. — No, a dla siebie co pan chce?
— Chciałbym, chciałbym — wahał się kleryk, coraz mocniej zarumieniony — chciałbym zostać znakomitym kaznodzieją.
— Czy nie lepiej być kapłanem, działaczem społecznym? — cicho odezwała się panna Krystyna. — Czyny więcej znaczą, aniżeli nabożeństwa i kazania.
— Proszę pani, wielki mówca jest potężnym działaczem. Jest on nauczycielem dorosłych i silnych... Posłuchajcie, naprzykład, co wykładał Massillon w jednem ze swoich kazań:
„Królu — ciągnął kleryk dźwięcznym głosem — królu, wszelka władza pochodzi od Boga, a co pochodzi od Boga, musi służyć na pożytek ludziom. Bezużytecznymi na świecie byliby potężni, gdyby obok nich nie istniało ubóstwo i nieszczęście. Wielcy swoje dostojeństwo zawdzięczają tylko obowiązkom społecznym i bynajmniej nie ludy są stworzone dla nich, lecz oni dla ludów.“
Kleryk mówił tak pięknie i tak podkreślał wyrazy, że wszystkie spojrzenia zwróciły się ku niemu.
— „Cóżto za straszna byłaby opatrzność, która wyrzuciłaby na ziemię mnóstwo ludzkich istot, poto tylko, aby służyły garstce szczęśliwców, częstokroć nie uznających Boga, który obsypał ich dobrodziejstwami...“
— Słuchajże, Stasiu! — szepnęła panna Zofja.
Hardy chłopak otrząsnął się z gniewem.
— „Jeżeli Bóg — ciągnął mówca przejmującym barytonem — jeżeli Bóg wysoko wznosi niektórych, to tylko w tym