Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/017

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nował mu, ażeby przyjechał do niego na wakacje, uczyć dwu synów, swoich braci ciotecznych, jak mówił nowo poznany wuj. Prosił z naciskiem, ażeby tylko parę godzin na dzień zajmować się chłopcami, i ofiarował Józefowi za wakacje czterdzieści rubli. I Józef i matka z zapałem przyjęli propozycję, szczególniej matka, która bardzo pragnęła, ażeby zmęczony chłopak odpoczął parę miesięcy na wsi.
— Gdybym był przesądny — mówił do siebie Józef — myślałbym, że to duch ojca zaczyna się mną opiekować. Gdyby nie ojciec a raczej jego powinowactwo z Wodnickim, nie dostałbym tej kondycji...
Ale stała się rzecz bez porównania ważniejsza. Dyrektor gimnazjum, wręczając mu papiery, oświadczył, że rada pedagogiczna, ze względu na nieprawomyślność matki, chciała Trawińskiemu zatrzymać patent, choć egzamin zdał dobrze. Lecz dążnościom tym stanowczo sprzeciwił się dyrektor, przez pamięć, że kiedyś ojciec Józefa leczył mu córkę chorą na szkarlatynę i wyprowadził z bardzo ciężkiego stanu.
— Tym sposobem duch ojca wyrobił mi patent. No, ale to przesądy, bajki!... Bo i gdzie on może być, duch?...
Wtem, o kilkadziesiąt kroków oddalony, Neruś gwałtownie zaszczekał i pędem pobiegł w stronę lasu, za zającem. Trawiński ocknął się i poszedł za ścigającą się parą, pewny, że zającowi nawet włos nie spadnie. Do tej pory widywał lasy zdaleka, przeważnie z okien wagonu; dziś, korzystając ze sposobności, postanowił choćby tylko zajrzeć do tajemniczego królestwa sosen, dębów, tudzież wszelkiej zwierzyny biegającej, pełzającej i latającej.
Przed właściwym lasem, który ciągnął się ku północy, ogromny jak morze, wznosiła się niby leśna wysepka, złożona z kilkudziesięciu sosen o czerwonych pniach i zielonych głowach. Chłopca coś zastanowiło w tej gromadce. Wpatrzył się bliżej i dostrzegł, że pnie wyglądają jak bardzo liczne nogi, a korony drzew spływają w jedną masę, tworząc olbrzy-