Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 04.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gromadkę pań, stojących z drugiej strony fundamentów, ukłonił się im niedbale i zajął się swoją czynnością.
Panie, które sądziły, że w tem miejscu powinna je spotkać owacja, szeptały między sobą, że naczelny inżynier jest dziś szczególniej niegrzeczny. Ale Żarski nie słyszał tego. Uwagę jego pochłaniał w tej chwili ciężar koła, działanie wind i wytrzymałość łańcuchów. A może co pęknie? może pod ogromnem ciśnieniem obruszą się fundamenta? Czy podobna w takich okolicznościach bawić się w nadskakiwanie choćby najpiękniejszym kobietom?
To też nie dziw, iż, zajęty robotą, Żarski nie spostrzegł, że stojąca w gromadce pań Helena prawie pożera go wzrokiem. Wczorajsze jej życzenie ziściło się. I otóż widzi owego pięknego inżyniera na stanowisku wodza walczącej armji.
Każdy jego gest, albo krótki rozkaz porusza tłumem silnych, muskularnych robotników, podnosi ramiona wind, których sam widok przestraszał ją, wytęża łańcuchy, których jednego ogniwa nie dźwignęłaby jej mała rączka, i ożywia niezmierny ciężar, wobec którego dreszcz przechodzi patrzących.
W tem otoczeniu Żarski wydał się jej istotą prawie nadludzką. Jaki on spokojny, jaki potężny, a jaki śliczny!... Śledziła każdy jego ruch, odgadywała myśli i w duchu mówiła sobie ze smutkiem, że on ani razu na nią nie spojrzał.
„Co ja tu znaczę wobec tych żelaznych olbrzymów!“ — myślała.
Tymczasem robotnicy tłoczyli się przy linach, z wind buchał dym i para, łańcuchy skrzypiały i ogromne koło podnosiło się cal po calu, ciężko, jakby z niechęcią. Już tylko jedną stroną dotyka ziemi, już wyprostowuje się, już staje. Jeszcze kilka minut i żelazna ta masa, na piętro wysoka, wzniosła się o parę łokci nad ziemię.
— Gdyby teraz pękł łańcuch, coby się stało? — szepnęła jedna z pań.