Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 04.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kilkanaście miesięcy pobytu Janka wystarczyło do wytworzenia gruntownych zmian w zakładzie. Oczyszczono podwórze, sprzedano machiny stare, a na ich miejsce ustawiono nowe, nierównie silniejsze. Najgorszych robotników wydalono; innym zaczęto płacić od sztuki, co korzystnie wpłynęło na zarobki, a także na jakość i ilość produkcji.
Wprowadzając ulepszenia do przedmiotów wyrabianych w fabryce, brat zajął się jednocześnie losem robotników. Urządził im gospodę i czytelnią, zaprowadził kasę wsparć dla chorych, zachęcił kilku inteligentniejszych praktykantów, ażeby uczyli robotników czytania, pisania i rysunków. Niewielu korzystało z tych urządzeń, lecz kilkudziesięciu pilniejszych garnęli się do Janka i słuchali jego wskazówek. Z czasem wyszło im to na dobre.
Janek cały zatopił się w fabryce. Dnie przepędzał w biurze technicznem lub w warsztatach, wieczory — nad książką, święta — między robotnikami. Zdaje mi się, że w tej chwili widzę go przed sobą tęgiego, w grubych butach i szaraczkowej kurtce. Obliczem i usposobieniem przypominał ojca. Miał twarz śniadą, białe czoło, oczy duże. Śmiał się rzadko i mówił niewiele. Na pierwszy rzut oka robił wrażenie człowieka ogromnej siły i anielskiej łagodności.
W rok po przybyciu Janka w licznem towarzystwie oglądaliśmy fabrykę. Byli między nami ludzie fachowi, którzy — wielkie oddawali pochwały nowoustawionym mechanizmom wykonawczym i wyrobom fabryki. Istotnie każdy pług, brona, młynek, sieczkarnia, kocioł, nosiły piętno ulepszeń. W warsztatach panował wzorowy porządek, na twarzach robotników malował się dobrobyt, wesołość i poczucie godności.
— Tu z każdej śruby wygląda rozum i ład — odezwał się pewien stary inżynier.
— Twój duch wygląda! — szepnąłem do Janka.
— Nie — to twoje poświęcenie dla nas! — odparł, ściskając mnie za rękę.