Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czera, a gdziekolwiek przy szosie, czy bocznej drodze zachorowałby kto na tyfus, dawałbym pomoc. Byłoby to coś na wzór straży ogniowej: wybuchła epidemja — straż pędzi i ratuje...
— O bezwstydniku!... — zawołałem do siebie — więc ożeniłbyś się z kobietą, której nawet rysów nie widziałeś?... A cóż będzie z tą niebianką, z tą rozkoszną dzieweczką, którą ujrzałeś podczas jarmarku, siedzącą na koźle?... Przecież i dwie godziny nie minęło, kiedy w duszy przysiągłeś jej wiekuistą miłość...
Naturalnie, że będę stałym i nie zdradzę tej jedynej, tej wyśnionej, z którą w przedbytowem istnieniu tworzyliśmy jedną całość. Ożenię się z nią, a wówczas pokaże się, że ona ma bardzo bogatego dziadka, miljonowego dziadka, który po weselu wezwie ją do siebie i rzeknie:
„— Ponieważ wyszłaś zamąż za takiego człowieka jak Fitulski, więc mianuję cię jedyną dziedziczką mego olbrzymiego majątku...“
Rozumie się, że po niejakiem wahaniu, będę musiał zaakceptować szlachetną ofiarę, no — a wówczas moje finansowe plany odrazu przyjmą kolosalne rozmiary i jubileusz banku będzie mógł odbyć się nie za piętnaście, ale za dziesięć lat.
...Gdy zaś tam, w Dolinie Szwajcarskiej, powitany przez deputacje całego narodu, zasiądę na złoconym fotelu, pod szkarłatnym baldachimem i gdy prezes deputacji wręczy mi medal bronzowy wielkości płytkiego talerza... (Dlaczego medal miałby koniecznie być bronzowym, a nie srebrnym albo złotym?...) Gdy więc prezes doręczy mi złoty medal wielkości małego półmiska, wówczas, przy dźwiękach poloneza z „Halki“, zacznie się pochód malowniczych grup, które będą przedstawiały moją działalność jako obywatela kraju.
Więc naprzód pójdzie banda uliczników obojej płci, dla których pragnąłem założyć ochronę: za nimi gromada chło-