Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szą buzię, albo zgrabniejszą figurkę, a natychmiast tracę spokój i jestem gotów za nią iść — bodajby na koniec świata!
Z tego przekonać się można, że ja lubię… co to lubię?… że ja uwielbiam płeć piękną. A jeżeli dotychczas nie pomyślałem o ożenieniu się, to chyba dlatego, że tak mnie czaruje ogół kobiet, iż żadną pojedynczą zająć się nie miałem czasu. I dopiero słowa kasjera obudziły mnie z zahipnotyzowania.
Gdyby nie wypadek z koszałką, może w tej chwili poważnie myślałbym o zbliżeniu się do panny Pelagji, choćby przez wdzięczność dla jej ojca, za pochwały, jakich mi nie skąpił i za zwrócenie uwagi na potrzebę zmiany stanu. Ale teraz… Nie mogę ofiarować moich uczuć córce człowieka, który choćby przez chwilę… przez sekundę… zasłaniał przede mną koszałkę z imperjałami jak przed złodziejem!
Zresztą — czy w Warszawie jest tylko jedna panna Pelagja i jej wypukłe oczy!…
A naprzykład panna Henryka?… Jasna blondynka, może trochę za niska i za blada, ale jakie dystyngowane ruchy, jaka słodycz w obejściu, a jak gra na fortepianie!… Trudno ją nazwać doskonałą pięknością, jest tylko przystojną; lecz będzie miała ze trzydzieści tysięcy rubli posagu, ma zacnych i ustosunkowanych rodziców, tudzież brata Włodka, który wprawdzie jeszcze nie zajął wybitniejszego stanowiska między ludźmi, ale już obraca się w wytwornych towarzystwach.
Tego samego dnia złożyłem wizytę w domu panny Henryki, której nie widziałem od dwóch miesięcy, zaproszono mnie na herbatę i — od tej pory — przynajmniej dwa razy na tydzień, odwiedzałem moją najukochańszą, moją jedyną, moją przyszłą…
Moja przyszła… O boskie słowa!…
Czułem, że z każdą wizytą odkrywam w Henrysi jakąś nową zaletę. Cóżto za anielska łagodność… Jednego dnia, przy kolacji, dziewczyna usługująca wylała jej na błękitną su-