Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

u rejenta. Ale co tu dużo gadać!... — zakończył i machnął ręką.
Juljan zamyślił się; następnie, wydobywszy z pugilaresu sto franków, dał je eks-galernikowi, mówiąc:
— Karmże nas za te pieniądze, ale rozsądnie, bo niema ich zbyt dużo.
W oczach Marka Aureljusza błysnęło coś nakształt rozczulenia. Ujął Juljana za rękę i rzekł:
— Ósmy numerze, kiedyś już taki hojny pan, daj jeszcze dla starego jedną poduszkę i z parę sztuk bielizny.
— Więc on nie ma nawet poduszki?...
— Bah!...
— Ależ on może obrazi się za podobny prezent...
— Ty się nie obrażasz za jego miljony, a onby się obraził za poduszkę? — odparł eks-galernik. — Zresztą, albo on o czem wie, czego nie zobaczy w retortach? Z głodu umarłby, nie wyrozumiawszy swojej słabości.
— Wszystko bierz, co mu potrzeba — rzekł Juljan.
— Pięknie mówisz, ósmy numerze! — pochwalił go Marek Aureljusz, wybierając z waliz rozmaite sztuki odzienia. — Stary w interesach jest warjat, wiem o tem, lepiej niż kto inny; ale poznaj go bliżej, a da ci klucze do skarbów, większych niż te, co leżą w Banku Francuskim. On z nich nigdy nie skorzysta jak pies, co sam nie zje siana i krowie go nie da. Zwyczajnie warjat, któremu na szczęście Pan Bóg zesłał uczciwego nadzorcę. Dobranoc.
Zabrał rzeczy i wyszedł.
— Alea jacta est — szepnął Juljan. — Zostanę...
W tej chwili był ogromnie wzburzony. Odurzający wpływ otoczenia zamiast słabnąć, potęgował się. Dziwny dom, dziwna rudera, gdzie w kilku brudnych izbach mieści się genjusz i obłęd, odkrycia warte miljony i nędza bez koszuli, cynizm zbrodniarza i miłość przyjaciela i gdzie poza tem wszystkiem