Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/086

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nawet dnia, w swoim malowniczym języku oświadczył kuzynce, że, jego zdaniem, damy są lalkami, salony — trupiarniami, a cała inteligencja — zgnilizną. Pani X. o mało nie dostała spazmów i przez kilka dni nie rozmawiała z kuzynem. Na jego szczęście postanowiony został raut z przepowiedniami, a ponieważ magnetyzer uważał młodego studenta za najwłaściwsze medjum, więc przywrócono go do łaski.
W nawiasie wypada dodać, że młodziutki przyrodnik znał swego kuzyna Juljana i bardzo go kochał. On był jednym z ostatnich, którzy widzieli Juljana w Paryżu, tęsknił za nim i twierdził, że wuj zrobi coś wielkiego w nauce. Gdy zaś uchwalono odwołać się do pomocy sił wyższych dla wyjaśnienia losów zaginionego, młody chemik z magnetyzerem przez kilka dni odbywał w tej sprawie bardzo szczegółowe konferencje, nawet z pomocą papieru i ołówka.
Umyślnie wspominamy o tych drobiazgach, gdyż na ich podstawie, jeden z lekarzy, który przyjmował udział w magnetycznym seansie, głosił po mieście, że cała przepowiednia, dotycząca Juljana, była figlem magnetyzera i studenta. Rozumie się, nikt z ludzi rozsądnych nie uwierzył tym plotkom, damy były oburzone, a jeden z przyjaciół doktora począł od tej pory gardzić nim i mówił:
— Prawda, że każdemu wolno mieć własne zdanie; ale tylko człowiek bardzo zarozumiały wątpi o tem, co uznało za prawdę kilkadziesiąt osób, mających także conajmniej rozsądek.
W parę minut po ósmej, pani X., jak przystoi na gospodynią, była już ubrana i szeleszcząc powłóczystą suknią, przebiegła oświetlone pokoje, aby przekonać się, czy wszystko jest w porządku. Nie musiało jednak być zupełnie dobrze, gdyż z nerwowym pośpiechem uderzyła w elektryczny dzwonek, wołając:
— Jest tam który?...