Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 01.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z domu wywiozła. Świadczy list, jeszcze droższa pamiątka, którą jej Grodek po sobie zostawił.
Helenka powstała z fotelu i zbliżywszy się do stolika, z kosztownej szkatułki wydobyła kilka arkuszy cieniutkiego papieru. Papier zwątlał, pismo zbladło, odczytać je przecież było można. Helenka uczyniła to tem łatwiej, że wszystko już prawie oddawna umiała napamięć.

„Lubię patrzeć na ciebie, o krzaku róż piękny i zdradziecki! Jak dziwnie zjednoczyłeś w sobie cudowne kwiaty i cierń bolesny, jak dziwnie w życiu roślinnem wypowiedziałeś historją ludzkiej miłości!... Lubię patrzeć na ciebie, bom wybrał jeden rozwijający się pączek — podziw przechodnia, a ozdobę macierzystej gałęzi. Różo, ty różo!... ilem ja razy porzucał towarzystwo ludzkie, byle tylko nie zatracić wspomnień o tobie. Ile razy wzywałem najpiękniejszych promieni słońca na twoją główkę i najczystszej rosy, abyś w niej wdzięki swoje kąpała. Aleś ty zawsze jedna: ani pochylasz się ani odsuwasz, i więcej zdajesz się podziwiać, aniżeli podzielać przywiązanie.


∗             ∗

„Biada mi, żem wyciągnął do ciebie obnażoną rękę, że do piołunów zrodzony o tobie pomyślałem, kwiecie! Gdybym choć umarł zapatrzony w twe listki świeże i niewinne, zasłuchany w szmer twoich gałązek, uniósłbym z sobą widok ten i szelest do grobu. Lecz jeżeli mi przyjdzie kiedy znaleźć pustkę tam, gdzie moje nadzieje kwitły, cóż mi zostanie oprócz boleści i pustki?...
O kwiecie niewdzięczny! tak głęboko utkwiłeś we mnie, że już nie wiem dziś, czy ciebie ziemia, czy serce moje wydało!


∗             ∗