Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 01.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z dużym brylantem i literami A. K. raczy go odnieść... (tu następował adres), za nagrodą, jeżeli takowej zażąda.“
Pojmujesz, że pobiegłem tam jak szalony, podziwiając genjalny dowcip tajemniczej kobiety. Gdym powiedział lokajowi, z czem przyszedłem, puścił mię bez wahania do salonu, do którego po chwili weszła Ona.
Boże! to, com ujrzał, przewyższyło najśmielsze marzenia. Kobieta lat trzydziestu, śniada brunetka, kształty posągowe, czarne oko zamglone, a na twarzy — jakiś wyraz smutku i zadumy, przed którą chciałem czołem uderzyć.
— Pani! — rzekłem drżącym głosem — odnoszę zgubę...
— Spodziewałam się tego! — odparła z łagodnym uśmiechem.
Znowu zakręciło mi się w głowie; nie wiedziałem przez chwilę co mówić, a wreszcie odezwałem się, oddając pierścień i topiąc w niej namiętne spojrzenie:
— Pani! są wypadki... są konieczności... którym człowiek oprzeć się nie może...
— Rozumiem!... — odpowiedziała, uważnie oglądając pierścień. — Głos sumienia odzywa się zazwyczaj potężnie...
— Czy tylko sumienia? — spytałem.
— Niekiedy i honoru...
— Czy tylko honoru?... — ciągnąłem dalej, czując, że lada chwilę będę musiał przed nią upaść na kolana.
— Tak!... Czasami nad wszystkiem przemaga obawa...
Widocznie musiałem być rażąco nieśmiałym w jej oczach. Pragnąc poprawić sobie opinją, podniosłem się z fotelu... Nagle uchyliły się drzwi i wszedł mąż damy, która podała mu pierścień.
— Ach, więc znalazł się?... — zawołał mąż, oglądając brylant. — Gdzież go pan znalazł?...
Ani mi przez myśl nie przeszło podobne pytanie! Zmieszałem się więc jak student, tem bardziej, że dama zerwała się z kanapy z oznakami niepokoju.