Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 01.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na pożegnanie, Utopowicz ofiarował mu broszurę „O potrzebie łącznego działania i t. d.“ z prośbą, aby ją przed przybyciem na wieczór odczytał.
Zkolei udał się mój przyjaciel do miejscowego burmistrza, który miał wprawdzie żonę i córki, lecz zdania własnego nie posiadał. Jacek zastał tam już Puszczalskiego, lecz dam nie mógł zobaczyć, bez względu bowiem na porę dnia, były jeszcze nieubrane.
— Więc jakże ostatecznie, kochany prezydencie — pytał lekarz — czy możemy się państwa spodziewać?
— Muciu! — zawołał prezydent niewiadomo do kogo — pan doktór prosi koniecznie, ażebyśmy przyszli...
— Nie wiem... nie wiem! — odparł głos z drugiego pokoju. — Ziunia nie ma szarfy, a Niunia trzewików balowych.
— Drobnostki! — odezwał się lekarz — drobnostki, dla których nie warto poświęcać towarzystwa... Przecież panny muszą się bawić, no a w liczniejszem zebraniu mężówby łatwiej nawet znalazły!
— Słuszna uwaga! — westchnął burmistrz. — W tej lichej mieścinie dziewczęta się nudzą, a co gorsza, starzeją.
— Co gadasz, Piesiu? — odezwał się głos z za drzwi — przecież Ziunia ma dopiero lat...
— Dwadzieścia siedem! — wtrącił prezydent.
— Oszalałeś, czy co? — krzyknęła dama. — Ziunia ma dopiero lat dwadzieścia i jeden kwartał...
— Prawda, prawda! — odparł mąż. — Te rzezaki żydowskie tak mi dziś głowę zawrócili, że o wieku własnych córek nie pamiętam!
Wiedząc, na co się zanosi, doktór pożegnał roztargnionego prezydenta, któremu milczący dotąd Utopowicz ofiarował na dowód szacunku swoją cenną broszurę.
Następnie mistrz i uczeń idei rozbudzenia życia w małych miasteczkach poszli złożyć czołobitność swoją podsędkowi.
Podsędek przyjął ich bardzo grzecznie, rozmawiał dosyć,